*Marco*
Nie umiem się pozbierać po śmierci Fran.Była całym moim światem.Moje dzieci także, ale to ona sprawiała, abym żył pełnią życia, był sobą i kochałem ją najmocniej na świecie.Miałem kilka prób samobójczych, lecz Bóg chciał bym jeszcze pożył, wśród mych dzieci.Eliot i Blanca często zostają z moją mamą lub z mamą Fran.Nie wchodzę do naszej sypialni, bo wszystko mi o niej przypomina.Wspólne zdjęcia, jej rzeczy, łóżko, na którym spłodziłem nasze maleństwa.Eliot ma już 2,5 roku a Blanca ma już prawie rok.Szybko ten czas leci, lecz nadal nie dla mnie.Cały czas czuje się jakbym dopiero wczoraj dowiedział o śmierci mojej żony.Moje dzieci nocują już tydzień u mojej mamy.Moja matka powiedziała, że jej wnuki mogą zostać ile chcą, a ja mogę odpocząć od "wszystkiego".Tylko, że ja nie mogę.Odważyłem się wejść, do jej gabinetu.Było czuć nadal jej perfumy dlatego, że nie było tu otwierane okno.
Otworzyłem okno, aby nie płakać.Zawiał mocny wiatr.Nawet nie zauważyłem kiedy wyfrunęły w powietrze kilka kartek.
- Co to jest ? - pomyślałem.
Zacząłem czytać.Niektóre z tych kartek to zakup domu, akty urodzenia: Fran, moje, Blanci i Eliota oraz inne pierdoły.Ale jeszcze jedna karta.
Czytałem.Było napisane.
"Marco, pewnie jak to przeczytasz to mnie już nie będzie.Ale bądź spokojny, ja sobie poradzę tam do góry.Kochanie muszę Ci coś wyznać.W szpitalu pewnie powiedzieli Ci, że nie miałam pojęcia o guzie, ale wiedziałam o tym już od 2-3 miesięcy.Nie było czasu, aby Ci powiedzieć i bałam się twojej reakcji.Przepraszam, musisz mi wybaczyć.Nadal byłam, jestem i będę twoją żoną - ale w inny sposób.Więc przed śmiercią mam jeszcze jedno, ostatnie życzenie.Żebyś zajął się Blancą i Eliotem.Zajmij się nimi i powiedz, że po prostu wyjechałam do innego kraju i już nie wrócę.Będą myślały, że mnie nie ma ale gdzieś tam jestem.
Żegnam Cię mój kochany Marcusiu.
Twoja żona - Fran
- Co takiego ? - zapytałem się w myślach.
Już nie umiałem, się powstrzymać.Miałem już łzy w oczach, ścisnęło mnie w gardle.Zacząłem płakać.Nie chce martwić wszystkich i będzie lepiej jak nie powiem im o tym liście.Teraz najważniejsze są moje dzieci.Niestety, nie chciałem dla nich takiej przyszłości.Wychowywane od dziecka tylko ze mną.Dlatego cieszyłem się, że jesteśmy wszyscy razem, że jesteśmy zdrowi, nasze dzieci są wychowywane z OBOJGIEM rodziców.A dziś są od paru tygodni wychowywane, przez moją mamę.Muszę się pozbierać.Wytrwać chociaż dla moich dzieci.Pojechałem do mojej mamy.Musiałem godnie wypełnić ostatnie życzenie mojej żony.Podjechałem pod dom.Wszedłem.Zadzwoniłem dzwonkiem.
- Cześć, synku.A co ty tu robisz ? Przyjechałeś po dzieci ? Dlaczego tak szybko ? - widać było, że moja mama trochę się denerwowała.
- Witaj mamo. Tak przyjechałem po dzieci.Czemu jesteś taka poddenerwowana ? - zapytałem zmartwiony.
- No bo widzisz no... Tylko się nie denerwuj ok ? No bo dziś ja, Blanca i Eliot poszliśmy na spacer na plac zabaw.I...no.... Eliot gdzieś zniknął.
Byłem załamany na wieść o tym, że mój synek, gdzieś zniknął, dlatego, że moja "kochana" mamuśka nie umiała porządnie dzieciaka dopilnować.
- Mamo, jak mogłaś ? I co ja mam teraz zrobić ? Kiedy byliście na tym spacerze. O której ? Na którym placu zabaw bawiliście się ?
- Byliśmy po południu.Ok. 14:00.Tutaj nie daleko - Ulica Manuela Dorrego.
Wybiegłem szybko.Wiedziałem, że może gdzieś go jeszcze znajdę.Szybko pobiegłem.Nie jechałem, biegłem.Nie interesowały mnie skargi lub pretensje ludzi, których popychałem biegnąc.
*20 minut później*
Jestem na miejscu.Rozglądam się dookoła.Zaglądałem wszędzie - pod huśtawki, krzewy, drzewa.Pytałem się też niektórych ludzi wokół placu zabaw i niektórych, którzy mieszkają obok placu.Usiadłem na ławce.Zacząłem płakać.Ukryłem twarz w rękach.Nagle podeszła do mnie jakaś dziewczynka.Mniej więcej w wieku Eliota.
- Co się panu stało ? - zapytała się swoimi niebieskimi oczkami.
- Zginął mi mój synek.Eliot.Blondynek o niebieskich oczkach jak twoich.- powiedziałem tej dziewczynce.
- Tam jest.Pod zjeżdżalnią. Koło karuzeli.Niech pan zobaczy.
Kamień spadł mi z serca.To rzeczywiście był on.Polecałem szybko z tą dziewczynką do mojego syna.
- Syneczku!!! - uściskałem go, przytuliłem i ucałowałem.Płakał. - Już idziemy do domu.Teraz będziesz ze mną - rzekłem uradowany.
- Denalia, gdzie jesteś.Dziecko co ty tu robisz ? Przepraszam pana.Pewnie pana zadręczała pytaniami ? Bardzo przepraszam.Już idziemy. - powiedziała ta mama i odeszła z córką nawet nie mogłem jej powiedzieć jak dużo dla mnie zrobiła. Wziąłem Eliota na ręce i zabrałem.
- Kochanie, gdzie byłeś ? Mam nadzieje, że nic sobie nie zrobiłeś ? - zapytałem wstrząśnięty.
- Byłem tu tatusiu.Przepraszam.Nic mi nie jest. Tylko jestem głody i zimno mi. - powiedział strasznie zmęczony.'
- Już idziemy syneczku.Już, już.Jedziemy do domu.Razem z Blancą. - odparłem.
- A gdzie mamusia ? Odkąd powiedziałeś, że pojechała do cioci jesteśmy u babci.Dlaczego do Nas jeszcze nie wróciła ? - zapytał się mój synek.
Byłem naprawdę smutny.Wiedziałem, że będę musiał porozmawiać z Eliotem i powiedzieć mu to co było w liście.Że, wyjechała i już nie wróci.
- Koteczku, synku.Mamusia - zacisnąłem wargi, aby nie płakać - wyjechała i... nie wróci do Nas.Niestety.Zmarła w wypadu
ku samochodowym..Eliotku, wiesz pewnie co to znaczy.Ale nie płacz.Mama jest z nami tylko w innej postaci.Wszystko będzie dobrze.Poradzimy sobie sami.Ja, ty i Blanca.Pamagać nam będą ciocia Viola, wujek Leon i inni wiesz.Poradzimy sobie z ich pomocą. - rzekłem na pół zrozpaczony.
- Ja nie płacze tatusiu.Mamusi nie będzie ? Szkoda.Ale poradzimy sobie tatuś prawda ? - zapytał aby mnie pocieszyć.
- Tak syneczku.Na pewno sobie poradzimy. - przytuliłem go całując w czółko.
Jest bardzo dorosły jak na swój wiek i bardzo dużo rozumie.
* Kilka godzin później*
Nakarmiłem Eliota, umyłem, bo był też brudny.Poszliśmy na dół.Puściłem mu bajkę, ale nie chciał spać.Pomyślałam, że poczytam mu bajeczkę. Oboje zasnęliśmy na kanapie.
* Violetta *
Jest teraz czas, starań, prób i zmagań.Pewnie chcecie wiedzieć o co chodzi ? A więc staramy się z Leonem o drugie dziecko.Zaczęliśmy kilka tygodni wcześniej.I idzie coraz lepiej.Kochamy się codziennie bez zabezpieczeń.Czuje się cudownie.
- Leon.Ludmiła i Fede zaprosili Nas na kolacje.To co ? Zadźwonie do Angie i zawieziemy tam Maricę.Ludmi też mówiła, że bierze bliźniaki do mamy Federico.Zgódź się proszę! - prosiłam z całego serca.
- No wiesz kotek myślałem, że dziś będą jakieś starania o synka lub córcię. - Śmiesznie poruszał brwiamy w górę i w dół.
- Nie myśl tak Leonku bo myśliwym zostaniesz. - złapałam go za brodawkę i pocałowałam czule - Dalej.Ubierz się w coś ładnego.Ja obudzę Maricę i ją ubiorę a ty pojedziesz po jakąś flaszkę, bo to jak dzieci nie ma to możemy się zabawić. - powiedziałam śmiejąc się.
- Nie zapominaj, że możesz być w ciąży a alkohol nie jest wskazany w tym stanie. - rzekł znawca.
- Znawca się znalazł. - powiedziałam wyciągając Maricę z łóżeczka.
______________________________*_______________________________________
Siemanko kochani :)
Dziś już cały rozdział 16.Mam nadzieje, że Was zaciekawi.
Troszkę spóźniony. Chyba o dwa dni ;D
Przepraszam Was, że nie dodałam zdjęć z początku rozdziału, ale coś mi nie poszło :/
Podsumowując: Marco nie umie pozbierać się po śmierci Fran ;( Mama Marco zagubiła swojego wnuka XD Ale się odnalazł ufff.... ;)
Są starania o drugiego potomka Leonetty :O
Ok nie będę Was zamęczać ogłoszeniami dusz pasterskimi ;p
No to do następnego rozdziału, pozdrawiam i trzymajcie się cieplutko. Paaaaaa :*