piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 16

"Ostatnie życzenie"

*Marco*


Nie umiem się pozbierać po śmierci Fran.Była całym moim światem.Moje dzieci także, ale to ona sprawiała, abym żył pełnią życia, był sobą i kochałem ją najmocniej na świecie.Miałem kilka prób samobójczych, lecz Bóg chciał bym jeszcze pożył, wśród mych dzieci.Eliot i Blanca często zostają z moją mamą lub z mamą Fran.Nie wchodzę do naszej sypialni, bo wszystko mi o niej przypomina.Wspólne zdjęcia, jej rzeczy, łóżko, na którym spłodziłem nasze maleństwa.Eliot ma już 2,5 roku a Blanca ma już prawie rok.Szybko ten czas leci, lecz nadal nie dla mnie.Cały czas czuje się jakbym dopiero wczoraj dowiedział o śmierci mojej żony.Moje dzieci nocują już tydzień u mojej mamy.Moja matka powiedziała, że jej wnuki mogą zostać ile chcą, a ja mogę odpocząć od "wszystkiego".Tylko, że ja nie mogę.Odważyłem się wejść, do jej gabinetu.Było czuć nadal jej perfumy dlatego, że nie było tu otwierane okno.
Otworzyłem okno, aby nie płakać.Zawiał mocny wiatr.Nawet nie zauważyłem kiedy wyfrunęły w powietrze kilka kartek.

- Co to jest ? - pomyślałem.
Zacząłem czytać.Niektóre z tych kartek to zakup domu, akty urodzenia: Fran, moje, Blanci i Eliota oraz inne pierdoły.Ale jeszcze jedna karta.
Czytałem.Było napisane.
"Marco, pewnie jak to przeczytasz to mnie już nie będzie.Ale bądź spokojny, ja sobie poradzę tam do góry.Kochanie muszę Ci coś wyznać.W szpitalu pewnie powiedzieli Ci, że nie miałam pojęcia o guzie, ale wiedziałam o tym już od 2-3 miesięcy.Nie było czasu, aby Ci powiedzieć i bałam się twojej reakcji.Przepraszam, musisz mi wybaczyć.Nadal byłam, jestem i będę twoją żoną - ale w inny sposób.Więc przed śmiercią mam jeszcze jedno, ostatnie życzenie.Żebyś zajął się Blancą i Eliotem.Zajmij się nimi i powiedz, że po prostu wyjechałam do innego kraju i już nie wrócę.Będą myślały, że mnie nie ma ale gdzieś tam jestem.
                                                 Żegnam Cię mój kochany Marcusiu.
                                                                                                             Twoja żona - Fran

- Co takiego ? - zapytałem się w myślach.
Już nie umiałem, się powstrzymać.Miałem już łzy w oczach, ścisnęło mnie w gardle.Zacząłem płakać.Nie chce martwić wszystkich i będzie lepiej jak nie powiem im o tym liście.Teraz najważniejsze są moje dzieci.Niestety, nie chciałem dla nich takiej przyszłości.Wychowywane od dziecka tylko ze mną.Dlatego cieszyłem się, że jesteśmy wszyscy razem, że jesteśmy zdrowi, nasze dzieci są wychowywane z OBOJGIEM rodziców.A dziś są od paru tygodni wychowywane, przez moją mamę.Muszę się pozbierać.Wytrwać chociaż dla moich dzieci.Pojechałem do mojej mamy.Musiałem godnie wypełnić ostatnie życzenie mojej żony.Podjechałem pod dom.Wszedłem.Zadzwoniłem dzwonkiem.
- Cześć, synku.A co ty tu robisz ? Przyjechałeś po dzieci ? Dlaczego tak szybko ? - widać było, że moja mama trochę się denerwowała.
- Witaj mamo. Tak przyjechałem po dzieci.Czemu jesteś taka poddenerwowana ? - zapytałem zmartwiony.
- No bo widzisz no... Tylko się nie denerwuj ok ? No bo dziś ja, Blanca i Eliot poszliśmy na spacer na plac zabaw.I...no.... Eliot gdzieś zniknął.
Byłem załamany na wieść o tym, że mój synek, gdzieś zniknął, dlatego, że moja "kochana" mamuśka nie umiała porządnie dzieciaka dopilnować.
- Mamo, jak mogłaś ? I co ja mam teraz zrobić ? Kiedy byliście na tym spacerze. O której ? Na którym placu zabaw bawiliście się ?
- Byliśmy po południu.Ok. 14:00.Tutaj nie daleko - Ulica Manuela Dorrego.
Wybiegłem szybko.Wiedziałem, że może gdzieś go jeszcze znajdę.Szybko pobiegłem.Nie jechałem, biegłem.Nie interesowały mnie skargi lub pretensje ludzi, których popychałem biegnąc.
*20 minut później*
Jestem na miejscu.Rozglądam się dookoła.Zaglądałem wszędzie -  pod huśtawki, krzewy, drzewa.Pytałem się też niektórych ludzi wokół placu zabaw i niektórych, którzy mieszkają obok placu.Usiadłem na ławce.Zacząłem płakać.Ukryłem twarz w rękach.Nagle podeszła do mnie jakaś dziewczynka.Mniej więcej w wieku Eliota.
- Co się panu stało ? - zapytała się swoimi niebieskimi oczkami.
- Zginął mi mój synek.Eliot.Blondynek o niebieskich oczkach jak twoich.- powiedziałem tej dziewczynce.
- Tam jest.Pod zjeżdżalnią. Koło karuzeli.Niech pan zobaczy.
Kamień spadł mi z serca.To rzeczywiście był on.Polecałem szybko z tą dziewczynką do mojego syna.
- Syneczku!!! - uściskałem go, przytuliłem i ucałowałem.Płakał. - Już idziemy do domu.Teraz będziesz ze mną - rzekłem uradowany.
- Denalia, gdzie jesteś.Dziecko co ty tu robisz ? Przepraszam pana.Pewnie pana zadręczała pytaniami ? Bardzo przepraszam.Już idziemy. - powiedziała ta mama i odeszła z córką nawet nie mogłem jej powiedzieć jak dużo dla mnie zrobiła. Wziąłem Eliota na ręce i zabrałem.
- Kochanie, gdzie byłeś ? Mam nadzieje, że nic sobie nie zrobiłeś ? - zapytałem wstrząśnięty.
- Byłem tu tatusiu.Przepraszam.Nic mi nie jest. Tylko jestem głody i zimno mi. - powiedział strasznie zmęczony.'
- Już idziemy syneczku.Już, już.Jedziemy do domu.Razem z Blancą. - odparłem.
- A gdzie mamusia ? Odkąd powiedziałeś, że pojechała do cioci jesteśmy u babci.Dlaczego do Nas jeszcze nie wróciła ? - zapytał się mój synek.
Byłem naprawdę smutny.Wiedziałem, że będę musiał porozmawiać z Eliotem i powiedzieć mu to co było w liście.Że, wyjechała i już nie wróci.
- Koteczku, synku.Mamusia - zacisnąłem wargi, aby nie płakać - wyjechała i... nie wróci do Nas.Niestety.Zmarła w wypadu
ku samochodowym..Eliotku, wiesz pewnie co to znaczy.Ale nie płacz.Mama jest z nami tylko w innej postaci.Wszystko będzie dobrze.Poradzimy sobie sami.Ja, ty i Blanca.Pamagać nam będą ciocia Viola, wujek Leon i inni wiesz.Poradzimy sobie z ich pomocą. - rzekłem na pół zrozpaczony.
- Ja nie płacze tatusiu.Mamusi nie będzie ? Szkoda.Ale poradzimy sobie tatuś prawda ? - zapytał aby mnie pocieszyć.
- Tak syneczku.Na pewno sobie poradzimy. - przytuliłem go całując w czółko.
Jest bardzo dorosły jak na swój wiek i bardzo dużo rozumie.
* Kilka godzin później*
Nakarmiłem Eliota, umyłem, bo był też brudny.Poszliśmy na dół.Puściłem mu bajkę, ale nie chciał spać.Pomyślałam, że poczytam mu bajeczkę. Oboje zasnęliśmy na kanapie.
* Violetta *
Jest teraz czas, starań, prób i zmagań.Pewnie chcecie wiedzieć o co chodzi ? A więc staramy się z Leonem o drugie dziecko.Zaczęliśmy kilka tygodni wcześniej.I idzie coraz lepiej.Kochamy się codziennie bez zabezpieczeń.Czuje się cudownie.
- Leon.Ludmiła i Fede zaprosili Nas na kolacje.To co ? Zadźwonie do Angie i zawieziemy tam Maricę.Ludmi też mówiła, że bierze bliźniaki do mamy Federico.Zgódź się proszę! - prosiłam z całego serca.
- No wiesz kotek myślałem, że dziś będą jakieś starania o synka lub córcię. - Śmiesznie poruszał brwiamy w górę i w dół.
- Nie myśl tak Leonku bo myśliwym zostaniesz. - złapałam go za brodawkę i pocałowałam czule - Dalej.Ubierz się w coś ładnego.Ja obudzę Maricę i ją ubiorę a ty pojedziesz po jakąś flaszkę, bo to jak dzieci nie ma to możemy się zabawić. - powiedziałam śmiejąc się.
- Nie zapominaj, że możesz być w ciąży a alkohol nie jest wskazany w tym stanie. - rzekł znawca.
- Znawca się znalazł. - powiedziałam wyciągając Maricę z łóżeczka.
______________________________*_______________________________________

Siemanko kochani :)
Dziś już cały rozdział 16.Mam nadzieje, że Was zaciekawi.
Troszkę spóźniony. Chyba o dwa dni ;D
Przepraszam Was, że nie dodałam zdjęć z początku rozdziału, ale coś mi nie poszło :/
Podsumowując: Marco nie umie pozbierać się po śmierci Fran ;( Mama Marco zagubiła swojego wnuka XD Ale się odnalazł ufff.... ;)
Są starania o drugiego potomka Leonetty :O
Ok nie będę Was zamęczać ogłoszeniami dusz pasterskimi ;p
No to do następnego rozdziału, pozdrawiam i trzymajcie się cieplutko. Paaaaaa :*



wtorek, 24 lutego 2015

Ostatnie życzenie

Rozdział 16
*Marco*
Nie umiem się pozbierać po śmierci Fran.Była całym moim światem.Moje dzieci także, ale to ona sprawiała, abym żył pełnią życia, był sobą i kochałem ją najmocniej na świecie.Miałem kilka prób samobójczych, lecz Bóg chciał bym jeszcze pożył, wśród mych dzieci.Eliot i Blanca często zostają z moją mamą lub z mamą Fran.Nie wchodzę do naszej sypialni, bo wszystko mi o niej przypomina.Wspólne zdjęcia, jej rzeczy, łóżko, na którym spłodziłem nasze maleństwa.Eliot ma już 2,5 roku a Blanca ma już prawie rok.Szybko ten czas leci, lecz nadal nie dla mnie.Cały czas czuje się jakbym dopiero wczoraj dowiedział o śmierci mojej żony.Moje dzieci nocują już tydzień u mojej mamy.Moja matka powiedziała, że jej wnuki mogą zostać ile chcą, a ja mogę odpocząć od "wszystkiego".Tylko, że ja nie mogę.Odważyłem się wejść, do jej gabinetu.Było czuć nadal jej perfumy dlatego, że nie było tu otwierane okno.
Otworzyłem okno, aby nie płakać.Zawiał mocny wiatr.Nawet nie zauważyłem kiedy wyfruneły w powietrze kilka kartek.
- Co to jest ? - pomyślałem.
Zacząłem czytać.Niektóre z tych kartek to zakup domu, akty urodzenia: Fran, moje, Blanci i Eliota oraz inne pierdoły.Ale jeszcze jedna karta.
Czytałem.Było napisane.
"Marco, pewnie jak to przeczytasz to mnie już nie będzie.Ale bądź spokojny, ja sobie poradzę tam do góry.Kochanie muszę Ci coś wyznać.W szpitalu pewnie powiedzieli Ci, że nie miałam pojęcia o guzie, ale wiedziałam o tym już od 2-3 miesięcy.Nie było czasu, aby Ci powiedzieć i bałam się twojej reakcji.Przepraszam, musisz mi wybaczyć.Nadal byłam, jestem i będę twoją żoną - ale w inny sposób.Więc przed śmiercią mam jeszcze jedno, ostatnie życzenie.Żebyś zajął się Blancą i Eliotem.Zajmij się nimi i powiedz, że po prostu wyjechałam do innego kraju i już nie wrócę.Będą myślały, że mnie nie ma ale gdzieś tam jestem.
                                                 Żegnam Cię mój kochany Marcusiu.
                                                                                                             Twoja żona - Fran

__________________________________________*_________________________________

Siemka kochani :*
Pewnie jesteście na mnie baaaaardzo źli za to że nie pisałam dobre 8 miesięcy.Bardzo, bardzo, baaaaaardzo Was wszystkich przepraszam i dziękuje, że czekaliście tak dłuuuugo :)
Oto mała zajawka 16 rozdziału.Pewnie jutro będzie cały rozdział, ale nie obiecuje ;)
Trzymajcie się cieplutko do następnego posta paaaaaaaa :*

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 15

"Zobaczysz kochanie"
*Leon*
Dziś Nasza kruszynka idzie do przedszkola.Mam nadzieje, że się jej spodoba.W końcu pozna trochę świata, nowe koleżanki.... kolegów nie bo jak jeden tknie moją córeczkę to mu łeb odrąbie.Vilu kupiła Marice plecaczek aby mogła spakować podusie, i swojego misia.
-To co kochanie założymy dzisiaj plecaczek?- zapytała moja żona.
- Tak mamusiu- wykrzyknęła Nasza córcia.
Musiałem zrobić jej zdjęcie bo wyglądała prze-słodko <3
Jest coraz bardziej podobna do Vilu i wygląda na starszą niż jest.Ma dopiero dwa latka a jest tak wygada, że aż za bardzo.Chodzi też super nawet biega. Niestety nie uchwyciłem plecaka, bo jeszcze go nie założyła.
Ale plecak wyglądał tak
 Taki ładny z motylkiem.No więc już się zbieramy.
                                   *1 godzinę później*
Jesteśmy już prawie na miejscu.
- Mamusiu a gdzie my jedziemy?- zapytała Nasza myszka.
- Zobaczysz żabko.- powiedziała Viola.
                               *5 minut później*
Jesteśmy już w przedszkolu.Myśleliśmy,że mała będzie płakać,że nie będzie chciała tu chodzić.A tu proszę Marica wszędzie się rozgląda, śmieje.Nagle przyszła Pani, która będzie opiekować się Naszą kruszynką.
- Dzień Dobry.Czy w czymś pomóc?- zapytała.
                                                      - Dzień Dobry.W czwartek byliśmy tutaj zapisać Naszą córkę.- rzekła 
                                                     moja żona.
- A tak Marica Verdas.Tak?- zapytała opiekunka.Pokiwaliśmy głową, że tak.- To super.Chodź ślicznotko.Pójdziemy do innych dzieci.Pobawisz się zabaweczkami a potem pójdziemy na spacer tak?
- Tak!- krzyknęła Nasza córcia.
Ucałowała Nas i pomachała na pożegnanie.
- Niech będą Państwo spokojni zadbamy aby Marice było tu dobrze.Proszę tutaj mają Państwo broszurkę jakie obowiązują zasady w Naszym przedszkolu.Do zobaczenia o 13:00.
- Do widzenia- oboje odrzekliśmy i wyszliśmy z przedszkola.
                                                                     * 30 minut później w samochodzie*
- Miła ta opiekunka co nie?Dobrze, że wysłaliśmy tam Maricę- powiedziała Violetta
- Pewnie.Bardzo miła.Też się cieszę, że Nasza córeczka pozna jak to jest w innym otoczeniu- dodałem.
*Violetta*
Przeglądam sobie na Allegro nowe, rzeczy, które bym kupiła na wyprawkę do przedszkola Naszej córeczce ale nagle ktoś dzwoni do drzwi.Wywlekłam się z kanapy.Poszłam otworzyć.To była Lu i Fede.
- Cześć kochani.Proszę wejdźcie.Co Was tutaj sprowadza?- zapytałam ze zdziwieniem.Przecież każde z nich powinno być w pracy.
- A postanowiliśmy wpaść na godzinkę do Was.Mamy dziś wolne, bliźniaki są u mamy.A gdzie Marica?- zapytała Ludmi.
- A zapisaliśmy ją do przedszkola.Tego nowego.No wiesz.Przedszkola małych delfinków.- rzekłam do mojej przyjaciółki.
- Że gdzie? Gdzieś ty ją zapisała? Violu to nie jest dobre przedszkole.Moja szwagierka tam posłała mojego bratanka.I co? Za tydzień dziecko zasnęło i nie dało go się go obudzić.Prawdopodobnie opiekunki dają tam środki usypiające i biją dzieci.- odrzekła blondynka.
WTF? Zamurowało mnie? Od razu wzięłam kluczyki i pojechałam do tego przedszkola z Lu i Fede.Martwiłam się o moją córkę.A jeśli coś jej się stanie?
                                                                  * 1 godzinę później*
Jesteśmy już przed przedszkolem.Szybko pobiegłam zobaczyć czy nic jej się nie dzieje.Weszliśmy do niego.Od razu usłyszałam płacz Marici.Było widać, że ta sama opiekunka, z  którą spotkaliśmy się w tym przedszkolu biła moją córeczkę.Szybko podbiegłam do niej i wyrwałam moje dziecko.Wyjęłam telefon i zadzwoniłam po policję i Leona (jeszcze wcześniej na nią nakrzyczałam).Marici nie da się uspokoić.Cały czas płacze.Po 20 minutach policja przyjechała.Zdołałam ją zatrzymać jeszcze przed ich przyjechaniem.
Aresztowano ją.A mnie i Fedemiłę zaproszono na komendę na złożenie zeznań.
                                                                  *Leon*
Przyjechałem do przedszkola nie wiem co się dzieje.Vilu nic mi nie powiedziała.Rzekła tylko, że mam jak najszybciej przyjechać do przedszkola.Zobaczyłem tylko jak policjanci wynosili tą opiekunkę która zajmowała się Marcią.Po chwili zjawiła się Violetta z płaczącą Maricą.
- Co się stało Violu?- zapytałem zdziwiony.
- Opiekunka ta co spotkała się z Nami, biła Naszą córeczkę.
- Co ty mówisz kochanie.Przecież Ona wydawała się taka miła.
- Leon nie mamy czasu na pogawędki musimy jechać na policję i złożyć zeznania.- odezwała się Ludmi - Tu chodzi też o bezpieczeństwo dzieci, które będą tu chodzić.
- Dobra jedziemy.- zawołał Leon.
                                                       *Kilka godzin później*
Złożyliśmy już zeznania.Zatrzymano ją za usypianie i bicie dzieci na 7 lat w zawieszeniu na 3 lata.Nasza córeczka zmęczona płaczem i dzisiejszym dniem zasnęła.Gdy wróciliśmy do domu jeszcze dwie godziny gadaliśmy sobie z Lu i Fede.Lecz zrobiło się późno i musieli iść.My także poszliśmy spać zmęczeni całym wydarzeniem.
_______________________________*_____________________________________
Oto 15 rozdział :)
Mam nadzieje, że się Wam podoba :**
Bardzo ale to bardzo chciałabym Was przeprosić za to, że nie dodaje tak często rozdziałów jak kiedyś.
Niestety mój wujek kilka miesięcy w tył zmarł.A to on zachęcał mnie abym pisała (może nie o Leonettcie ale żebym spełniała się jakoś się w pisaniu) a z tego, że uwielbiam Leonettę to postanowiłam założyć właśnie tego bloga.Po jego śmierci jakoś nie umiem się pozbierać i pisanie mi nie idzie.Jeszcze raz przepraszam.
Do zobaczenia w następnym rozdziale.
Jeśli przeczytałeś, pozostaw po sobie komentarz
Czytasz = komentujesz = motywujesz :)




środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 14

Rozdział dedykuje Karolinie Kalton.Dziękuje za miły komentarz :*

"Nie wiem.Muszę to przemyśleć"

*kilka miesięcy później*
*Violetta*
Wczoraj Lara przyszła ze swoim synkiem i narzeczonym.JEST TAKI SŁODKI <3

Nazwali go Jorge.Po dziadku Lary.Tak słodziutko spał gdy był w nosidełku.
Nie mogłam się na niego na patrzeć.Taki sweet Jorge ♥
No nic o 20:00 poszli ;( Gdy nikt nie widział wsadziłam mu do kieszonki do nosidełka 10 $
Leoś dziś ma wolne, więc jedziemy na odwiedziny do jego rodziców.Niestety Marica nie jedzie bo jest chora.Zostanie z Angie.Kocham rano wtulać się w jego tors i powtarzać co dzień.
- Dzień dobry kochanie.Kocham Cię!- zawołałam,gdy mój mąż się obudził.
I gdy Leon mówi:
- Witaj słońce.Ja też Cię kocham.-rzekł z pocałunkiem.
Rano omawiamy różne dzienne sprawy, np.Kto idzie pierwszy się kąpać.
- Kochanie, a może byśmy tak postarali się o drugie dziecko? Marica ma już 2 latka.A my tak dawno się nie kochaliśmy.Proszę Cię! Wiesz, że bardzo Cię kocham i chce mieć dużą rodzinne.- powiedział.
Zamurowało mnie!
- Nie wiem.Muszę to przemyśleć.- odpowiedziałam trochę sztywno.
- Przepraszam Violu.Nie wiem czemu to powiedziałem.Jakoś tak mi się wymskneło.- odparł zawstydzony.
- Nie przepraszaj kotku.Ja też chce mieć z Tobą jeszcze jedno dziecko, ale mam wątpliwości.- odrzekłam.
Jeszcze chwilę sobie siedzieliśmy w łóżku i dyskutowaliśmy o dzisiejszym wieczorze z rodzicami Leona.Potem wzięłam szybko swoje rzeczy i poleciałam do łazienki aby się wykąpać.Chciałam być szybsza od niego ;)
Po wykąpaniu wysuszyłam włosy i ubrałam się w różową bluzkę i białe spodnie w czarne pionowe paski.Zeszłam na dół.Zrobiłam jajecznice z bekonem i szczypiorkiem.Zanim Verdas się wykąpał i ubrał to zrobiłam sok pomarańczowy, ze świeżo wyciśniętych pomarańczy.
Po zjedzeniu śniadania, pojechaliśmy do miasta.
*2 godziny później*
Kupiłam sobie nową sukienkę i nowe szpilki.Musiałam sobie kupić coś na tą kolacje, bo mam same starcie.Kocham kupować sobie rzeczy i uwielbiam gdy Leoś mówi: "Kiedy wracamy? albo "Ja już nie mam siły".Chce mi się wtedy tak śmiać.
A oto moje rzeczy:
To maja sukienka jaką kupiłam.Jeszcze do tego jest taki fajny naszyjnik.
To są moje buty, które kupiłam.Są super.




*Godzina: 18:00
Właśnie idziemy na tą kolacje.Miałam mały problem z sukienką bo nie chciała się zapiąć, ale po prostu Leon źle zapinał to wzięłam sprawy w swoje ręce i zamek na szczęście się nie rozwalił.
Jesteśmy już przed domem moich teściów
Dzwonimy do drzwi.
- Witajcie kochani.Wejdźcie zapraszamy!- powiedziała moja teściowa.
I wiedziałam, że już ten wieczór będzie "wyjątkowy"
*Cami*
Dostałam ostatnio propozycję aby być projektantką mody.Bardzo się cieszę, ale ta praca jest 700 km od Naszego domu.Mam mętlik w głowie.Nie wiem co wybrać: Rodzinę i przyjaciół czy pracę i karierę?
Nagle Andres pocałował mnie w policzek.
- Cześć kochanie.Słuchaj wiem, że jest Ci trudno podjąć decyzję ale, może spełniaj marzenia? Przecież jakoś poradzę sobie z Naszym synkiem.- rzekł mój mąż.
-Naprawdę tak myślisz?- zapytałam zachwycona.
- Tak kotku.Przecież wiem jaka byłaby to dla ciebie szansa.- odparł mój mąż z uśmiechem - Idź i spełniaj marzenia!
Kocham go!
___________________*_________________________
A oto rozdział 14 :D
Mam nadzieje, że się Wam podoba <3
Ten rozdział jest dedykowany Karolinie Kolton :)
Do następnego!
Zapraszam do komentowania ;)



piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 13

"O Lara gratuluje"
*Violetta*
Ten tydzień jest masakryczny.Wczoraj był pogrzeb Fran, dziś w nocy Naty zaczęła krwawić i niestety poroniła, na dodatek Fede wyjechał na cztery dni.Ludmi ma szczęście bo dziś wraca.Obudziłam się i nie było Leona.No tak przecież dziś jest w pracy o 4:00 rano do 22:00.Wstałam.Ubrałam się w miętową sukienkę, białe szpilki i fioletowe kolczyki.Weszłam do łazienki.Wykąpałam się, umyłam zęby, przeczesałam włosy sprawdzając na kalendarzyk z miesiączką.Och całe szczęście.Minęły tylko 3 tygodnie.Zeszłam na dół i zjadłam płatki owsiane zalane jogurtem naturalnym z jagodami i malinami.Mmm... pyszności.Marica jest u Angie i mojego taty na wakacjach.Mówili, że bawi się świetnie i... zaczęła chodzić.Tęsknie za nią.Usiadłam i oglądałam fajny film.Jakiś "Miłość puka zawsze do drzwi".Dopiero się zaczyna ale już jest super.Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.Wywlekłam się z kanapy i poszłam otworzyć.I kogo widzę? Larę.
- Hej Lara.Wejdź do środka.- powiedziałam z uśmiechem.
Przyglądałam się jej i widzę brzuch jak w ciąży.
- Lara? Ty jesteś w ciąży! Lekarz powiedział, że nie możesz mieć dzieci.- rzekłam zdziwiona.
- Spokojnie Violu.Tak! Jestem w ciąży.Okazało się, że zaszła pomyłka w badaniach i nic takiego nie wyszło.Teraz mam chłopaka.I razem będziemy mieli dziecko.-odpowiedziała moja przyjaciółka.
- O Lara gratuluje.To cudownie!! Dlaczego nic nie powiedziałaś?- zapytałam.
- Nie chciałam się chwalić czy coś w tym stylu.- odrzekła Lara.
Nareszcie jakaś dobra wiadomość.
Tak jakoś rozgadałyśmy się.
- A to jest chłopiec czy dziewczynka?- zadałam pytanie.
- Chłopiec.- uśmiechnęła się.
- Cudnie!- ucieszyłam się.- Kiedy masz termin?
- Za 2 tygodnie.
I tak gadałyśmy sobie do wieczora.Nawet nie zauważyłyśmy a tu już 20:00.
*Ludmiła*
Dziś przyjedzie Fede.Jestem tak szczęśliwa.Mieliśmy się spotkać w parku.Wyczekuje na niego już długi czas.Dzwoniłam kilka razy.Ale nie odbierał.Powoli się denerwowałam.Ale za kilka minut.Patrzę i.. Jest!
Wlecieliśmy w swoje ramiona jak ptaki.Oboje byliśmy tacy zadowoleni, że możemy już spędzić ze sobą czas.Nie widzieliśmy się kilka dni a ja myślałam jakbyśmy się nie widzieli całą wieczność.
________________*_________________________
Cześć! To już dziś 13 rozdział.
Proszę Was komentujcie!
Jeśli w czasie 3 tygodni nie pojawią się komentarze.....Usuwam bloga :(
Bardzo tego nie chce ale czuje, że piszę sama dla siebie.
Wasz wybór.Chcecie żebym pisała lub usuwam bloga.
Do następnego.Jeśli wogóle się pojawi bo jeśli nie będzie komentarzy usuwam go!!




sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 12

"Francesca nie odchodź"
*Violetta*
- Leon schodź już na dół- zawołałam.
- No już idę- krzyknął z góry Leon.
Właśnie jedziemy na urodziny do Fran.Bardzo się cieszymy.Ach już Lato. 28 czerwca.Wakacje mają wszystkie dzieciaki.Jak wspaniale!
Leon zszedł na dół ubrany w granatowy garnitur, czarne jeansy i białą koszulę.Dziś nie szykowałam mu rzeczy tak jak za zwyczaj tylko stwierdził, że sam sobie naszykuję bo chce pokazać, że nie jest małym dzieckiem.No widać zaskoczył mnie.
- To co jedziemy?- zapytał poprawiając garnitur.
- Tak jasne- rzekłam zamyślona.
*Kilka godzin później*
- Hej wszystkim- zawołaliśmy wchodząc na taras, gdzie właśnie siedzieli nasi przyjaciele.
- Witajcie- powiedziała Fran.
Złożyliśmy jej życzenia i przysiedliśmy się do stolika.Dużo czasu nie widziałam Fran.Bardzo się zmieniła.Zbladła, schudła.Stała się nie tą samą Francescą jaką była.
- Wiecie muszę Wam coś powiedzieć- odrzekła nasza przyjaciółka.
Wszyscy przyglądaliśmy się jej, czekając na odpowiedź
- A Więc mam brata.Ruggera.Odnalazłam go dopiero teraz.Mama miała 20 lat gdy go urodziła więc oddała go do adopcji bo jeszcze studiowała i nie miała czasu na zajmowanie się dzieckiem.Kilka lat później urodziła mnie.Nic mi nie powiedziała, że mam brata ale jakoś wyszło, że poszperałam trochę w naszych starych zdjęciach i zauważyłam mamę w ciąży.Ale nie mogłam to być ja bo był to rok 1988 a ja się urodziłam w roku 1992.Więc nie mogłam to być ja.No i odnalazłam go.
Wszyscy bardzo się cieszyliśmy.
*Dwie godziny później*
Nasza solenizantka poszła na dół przynieść ciasto ale od pół godziny nie wraca z kuchni.
- Przepraszam Was ale idę do łazienki- skłamałam bo idę zobaczyć co z Fran.
Jestem już w kuchni.I co widzę.... Fran leży na podłodze.Nie przytomna.
- Marco!!! Fran chyba zemdlała.
*21:30*
Francesca leży na oddziale.Nie wiemy jeszcze co z nią jest.Ale się wybudziła.
- Marco, kochanie ja umieram- rzekła Fran słabo.
- Francesca nie odchodź!- wołał nasz przyjaciel.
Niestety Fran zmarła.Kilka minut potem wykryto u niej guza mózgu, który był nie wyleczony i miał około 10 cm długości.Prawdopodobnie zagnieżdżał się 3-4 miesiące.
Wszyscy płakaliśmy jak dzieci.Naszej przyjaciółki już nie ma z nami.Marco był załamany.Co teraz zrobi? Ma 2- letniego synka i 5-miesięczną córeczkę.Gdyby Leona ze mną nie było nie wiem co bym zrobiła.
Nasz przyjaciel musiał zadzwonić do Ruggero.
- Cześć Ruggero.Muszę Ci powiedzieć coś bardzo ważnego.- powiedział przegryzając wargi.
- Mów Marco.Ale czemu Fran mi o tym nie powie.- zapytał.
- Bo Fran nie żyje.Zmarła dzisiaj na guza mózgu.
- Nie to są jakieś żarty.To nie może być prawda.- rzekł zrozpaczony.
- Przepraszam ale muszę kończyć.- powiedział Marco odkładając telefon po czym zaczął płakać jak małe dziecko.
*Ruggero*
I co teraz?Straciłem Fran- moją siostrę.I znalazłem ją po to aby stracić? Zacząłem płakać.Na chodniku.Kilka ludzi patrzyło na mnie ze zdziwieniem.Podeszła do mnie kobieta pytając.
- Dlaczego płaczesz.
Ja odpowiedziałem jej tylko.
- Bo odnalazłem coś co mi się należało przez całe życie i straciłem to w mgnieniu oka.
Kobieta nic nie powiedziała.Odeszła chyba nic nie rozumiejąc.

_________________*____________________
Mamy 12 rozdział.
Przepraszam, że nie byłam już chyba z miesiąc na blogu ale wiecie miałam dużo nauki przed wakacjami.
To jest wakacyjny rozdział chodź trochę smutny.
Francesca niestety nie żyję ;(
Odnalazła brata Ruggera ale nie na długo :((
Do następnego :)
Miłych wakacji życzę :D

środa, 28 maja 2014

Rozdział 11

"Piżama Party"
*Violetta*
Dziś u mnie są piżama Party.Strasznie się ciesze.Chłopaki będą ze sobą razem.Nie mogę się doczekać, mała jest już u Wesi i Diego.Została tam na noc wczoraj.Zrobiłam jej zdjęcie komórką jak spała.Jest słodka.Urosła, ale przyzwyczaiła się do smoczka.Teraz się bez niego nie rusza.Angie mówi, że się oduczy tego jak trochę podrośnie.Leon idzie z chłopakami nad jezioro niedaleko naszego domu.My wolimy spędzić ten czas w domu a oni nad jeziorem w jednym namiocie.Ech.Z tymi chłopakami to tak jest.Sami chcieli iść no to nikt im nie zabrania.
*18:00*
Wszystkie już są.Nie mogłam się ich doczekać.
- Chodźcie do góry dziewczyny- zawołałam.- Ja wezmę tylko przekąski.
One szybko poszły do góry.Ustaliliśmy, że już o 18:00 przebierzemy się w piżamki.Super.Weszłam do specjalnego pokoju gdzie przychodzę odpocząć lub spać wtedy kiedy pokłócę się z Leonem.Ale to nie często się zdarza.
- No to o czym gadamy?- zapytała Cami.
- No nie wiem a co u was?- zadała pytanie Francesca.- Naty ty mów pierwsza.
- No wiecie ostatnio Maxi i ja byliśmy na plaży no i teraz najważniejsze....- powiedziała nasza przyjaciółka.
- Mów, mów bo nie wytrzymamy- krzyczały dziewczyny jedna przez drugą.
- No dobrze powiem wam.A więc jestem w ciąży.- wykrztusiła Naty.
Wszystkie cieszyliśmy się z tej wiadomości.Jej! Margaret będzie miała rodzeństwo.
*21:05*
- Czekajcie dziewczyny tylko skoczę do toalety.Zaraz wracam.- rzekła Natalia.
Wyszła.
- Fajnie, że Naty jest w ciąży.- zawołałam.
- No pewnie- powiedziały wszystkie.
Rozmowa o nowym potomku Naxi ciągła się dalej.Przyszła Natalia.
- Przepraszam, że byłam tak długo, ale wiecie wymioty.- odrzekła.
- Nic się nie dzieje.Chodź do nas!- zawołałam.
*Leon*
Chyba lepiej było trzeba posłuchać Violi.Teraz jeden przez drugiego się kłóci w namiocie.
- Andres!Nie kop mnie!- krzyknął Marco.
- Marco ciszej.Chce się wyspać.- zawołał Maxi.
- Dobra cicho chłopaki.- powiedział Fede zmęczony.
Mam powoli dość.Poszłem się przewietrzyć.
*10 rano*
Chłopki chcą mi zrobić zdjęcie.O kurde udało się im.W sumie nie jest takie złe.I prawdopodobnie wysyłają je Vilu.
Wysłali.
*2 godziny później*
Nie wysyłają odpowiedzi.Co jest cholera jasna?
Nie wiec co się stało?Może po prostu tak sobie ustaliły.Nie mam pojęcia co nasze krejzolki wymyśliły.
- Ej chłopaki chodźcie.- zawołałem.
Przybiegli jak huragany.
Miałem plan.Przebiegły i szatański jak nigdy dotąd.
*30 minut później*
Przyjechaliśmy.Po cichu poszliśmy wystraszyć dziewczyny.Wiedziałem gdzie się znajdują.W specjalnym pokoju Violi.Już mieliśmy je przestraszyć a tu nagle śpią.Jak zabite.Oczywiście co to by były za piżama Party bez alkoholu.Przecież na stoliku od kawy był kieliszek od wina.Chyba, któraś trochę wypiła.O nie jak tylko się obudzi to sobie pogadamy.My nie piliśmy a one....?
Eh z naszymi dziewczynami to tak jest.

____________________________________

*2 godziny później*
Dziewczyny poszły.Czas z nią porozmawiać.
- Violu? Co to się stało?- zapytałem pokazując na kieliszek z winem.
- Przepraszam.- powiedziała.
- Dobrze.Wybaczam Ci!- rzekłam.
Potem mieliśmy czas wolny.Ale to co robiliśmy podczas tego czasu zostawię dla siebie.






__________________________________________*______________________________________

No i jak podoba się 11 rozdział? :*
Piżama Party.Jej!
Naty jest w ciąży.Sweet :D
Oj alkohol wdał się do zabawy :)
He, he na końcu może nic nie mówię :P
Do następnego :)