czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 15

"Zobaczysz kochanie"
*Leon*
Dziś Nasza kruszynka idzie do przedszkola.Mam nadzieje, że się jej spodoba.W końcu pozna trochę świata, nowe koleżanki.... kolegów nie bo jak jeden tknie moją córeczkę to mu łeb odrąbie.Vilu kupiła Marice plecaczek aby mogła spakować podusie, i swojego misia.
-To co kochanie założymy dzisiaj plecaczek?- zapytała moja żona.
- Tak mamusiu- wykrzyknęła Nasza córcia.
Musiałem zrobić jej zdjęcie bo wyglądała prze-słodko <3
Jest coraz bardziej podobna do Vilu i wygląda na starszą niż jest.Ma dopiero dwa latka a jest tak wygada, że aż za bardzo.Chodzi też super nawet biega. Niestety nie uchwyciłem plecaka, bo jeszcze go nie założyła.
Ale plecak wyglądał tak
 Taki ładny z motylkiem.No więc już się zbieramy.
                                   *1 godzinę później*
Jesteśmy już prawie na miejscu.
- Mamusiu a gdzie my jedziemy?- zapytała Nasza myszka.
- Zobaczysz żabko.- powiedziała Viola.
                               *5 minut później*
Jesteśmy już w przedszkolu.Myśleliśmy,że mała będzie płakać,że nie będzie chciała tu chodzić.A tu proszę Marica wszędzie się rozgląda, śmieje.Nagle przyszła Pani, która będzie opiekować się Naszą kruszynką.
- Dzień Dobry.Czy w czymś pomóc?- zapytała.
                                                      - Dzień Dobry.W czwartek byliśmy tutaj zapisać Naszą córkę.- rzekła 
                                                     moja żona.
- A tak Marica Verdas.Tak?- zapytała opiekunka.Pokiwaliśmy głową, że tak.- To super.Chodź ślicznotko.Pójdziemy do innych dzieci.Pobawisz się zabaweczkami a potem pójdziemy na spacer tak?
- Tak!- krzyknęła Nasza córcia.
Ucałowała Nas i pomachała na pożegnanie.
- Niech będą Państwo spokojni zadbamy aby Marice było tu dobrze.Proszę tutaj mają Państwo broszurkę jakie obowiązują zasady w Naszym przedszkolu.Do zobaczenia o 13:00.
- Do widzenia- oboje odrzekliśmy i wyszliśmy z przedszkola.
                                                                     * 30 minut później w samochodzie*
- Miła ta opiekunka co nie?Dobrze, że wysłaliśmy tam Maricę- powiedziała Violetta
- Pewnie.Bardzo miła.Też się cieszę, że Nasza córeczka pozna jak to jest w innym otoczeniu- dodałem.
*Violetta*
Przeglądam sobie na Allegro nowe, rzeczy, które bym kupiła na wyprawkę do przedszkola Naszej córeczce ale nagle ktoś dzwoni do drzwi.Wywlekłam się z kanapy.Poszłam otworzyć.To była Lu i Fede.
- Cześć kochani.Proszę wejdźcie.Co Was tutaj sprowadza?- zapytałam ze zdziwieniem.Przecież każde z nich powinno być w pracy.
- A postanowiliśmy wpaść na godzinkę do Was.Mamy dziś wolne, bliźniaki są u mamy.A gdzie Marica?- zapytała Ludmi.
- A zapisaliśmy ją do przedszkola.Tego nowego.No wiesz.Przedszkola małych delfinków.- rzekłam do mojej przyjaciółki.
- Że gdzie? Gdzieś ty ją zapisała? Violu to nie jest dobre przedszkole.Moja szwagierka tam posłała mojego bratanka.I co? Za tydzień dziecko zasnęło i nie dało go się go obudzić.Prawdopodobnie opiekunki dają tam środki usypiające i biją dzieci.- odrzekła blondynka.
WTF? Zamurowało mnie? Od razu wzięłam kluczyki i pojechałam do tego przedszkola z Lu i Fede.Martwiłam się o moją córkę.A jeśli coś jej się stanie?
                                                                  * 1 godzinę później*
Jesteśmy już przed przedszkolem.Szybko pobiegłam zobaczyć czy nic jej się nie dzieje.Weszliśmy do niego.Od razu usłyszałam płacz Marici.Było widać, że ta sama opiekunka, z  którą spotkaliśmy się w tym przedszkolu biła moją córeczkę.Szybko podbiegłam do niej i wyrwałam moje dziecko.Wyjęłam telefon i zadzwoniłam po policję i Leona (jeszcze wcześniej na nią nakrzyczałam).Marici nie da się uspokoić.Cały czas płacze.Po 20 minutach policja przyjechała.Zdołałam ją zatrzymać jeszcze przed ich przyjechaniem.
Aresztowano ją.A mnie i Fedemiłę zaproszono na komendę na złożenie zeznań.
                                                                  *Leon*
Przyjechałem do przedszkola nie wiem co się dzieje.Vilu nic mi nie powiedziała.Rzekła tylko, że mam jak najszybciej przyjechać do przedszkola.Zobaczyłem tylko jak policjanci wynosili tą opiekunkę która zajmowała się Marcią.Po chwili zjawiła się Violetta z płaczącą Maricą.
- Co się stało Violu?- zapytałem zdziwiony.
- Opiekunka ta co spotkała się z Nami, biła Naszą córeczkę.
- Co ty mówisz kochanie.Przecież Ona wydawała się taka miła.
- Leon nie mamy czasu na pogawędki musimy jechać na policję i złożyć zeznania.- odezwała się Ludmi - Tu chodzi też o bezpieczeństwo dzieci, które będą tu chodzić.
- Dobra jedziemy.- zawołał Leon.
                                                       *Kilka godzin później*
Złożyliśmy już zeznania.Zatrzymano ją za usypianie i bicie dzieci na 7 lat w zawieszeniu na 3 lata.Nasza córeczka zmęczona płaczem i dzisiejszym dniem zasnęła.Gdy wróciliśmy do domu jeszcze dwie godziny gadaliśmy sobie z Lu i Fede.Lecz zrobiło się późno i musieli iść.My także poszliśmy spać zmęczeni całym wydarzeniem.
_______________________________*_____________________________________
Oto 15 rozdział :)
Mam nadzieje, że się Wam podoba :**
Bardzo ale to bardzo chciałabym Was przeprosić za to, że nie dodaje tak często rozdziałów jak kiedyś.
Niestety mój wujek kilka miesięcy w tył zmarł.A to on zachęcał mnie abym pisała (może nie o Leonettcie ale żebym spełniała się jakoś się w pisaniu) a z tego, że uwielbiam Leonettę to postanowiłam założyć właśnie tego bloga.Po jego śmierci jakoś nie umiem się pozbierać i pisanie mi nie idzie.Jeszcze raz przepraszam.
Do zobaczenia w następnym rozdziale.
Jeśli przeczytałeś, pozostaw po sobie komentarz
Czytasz = komentujesz = motywujesz :)




środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 14

Rozdział dedykuje Karolinie Kalton.Dziękuje za miły komentarz :*

"Nie wiem.Muszę to przemyśleć"

*kilka miesięcy później*
*Violetta*
Wczoraj Lara przyszła ze swoim synkiem i narzeczonym.JEST TAKI SŁODKI <3

Nazwali go Jorge.Po dziadku Lary.Tak słodziutko spał gdy był w nosidełku.
Nie mogłam się na niego na patrzeć.Taki sweet Jorge ♥
No nic o 20:00 poszli ;( Gdy nikt nie widział wsadziłam mu do kieszonki do nosidełka 10 $
Leoś dziś ma wolne, więc jedziemy na odwiedziny do jego rodziców.Niestety Marica nie jedzie bo jest chora.Zostanie z Angie.Kocham rano wtulać się w jego tors i powtarzać co dzień.
- Dzień dobry kochanie.Kocham Cię!- zawołałam,gdy mój mąż się obudził.
I gdy Leon mówi:
- Witaj słońce.Ja też Cię kocham.-rzekł z pocałunkiem.
Rano omawiamy różne dzienne sprawy, np.Kto idzie pierwszy się kąpać.
- Kochanie, a może byśmy tak postarali się o drugie dziecko? Marica ma już 2 latka.A my tak dawno się nie kochaliśmy.Proszę Cię! Wiesz, że bardzo Cię kocham i chce mieć dużą rodzinne.- powiedział.
Zamurowało mnie!
- Nie wiem.Muszę to przemyśleć.- odpowiedziałam trochę sztywno.
- Przepraszam Violu.Nie wiem czemu to powiedziałem.Jakoś tak mi się wymskneło.- odparł zawstydzony.
- Nie przepraszaj kotku.Ja też chce mieć z Tobą jeszcze jedno dziecko, ale mam wątpliwości.- odrzekłam.
Jeszcze chwilę sobie siedzieliśmy w łóżku i dyskutowaliśmy o dzisiejszym wieczorze z rodzicami Leona.Potem wzięłam szybko swoje rzeczy i poleciałam do łazienki aby się wykąpać.Chciałam być szybsza od niego ;)
Po wykąpaniu wysuszyłam włosy i ubrałam się w różową bluzkę i białe spodnie w czarne pionowe paski.Zeszłam na dół.Zrobiłam jajecznice z bekonem i szczypiorkiem.Zanim Verdas się wykąpał i ubrał to zrobiłam sok pomarańczowy, ze świeżo wyciśniętych pomarańczy.
Po zjedzeniu śniadania, pojechaliśmy do miasta.
*2 godziny później*
Kupiłam sobie nową sukienkę i nowe szpilki.Musiałam sobie kupić coś na tą kolacje, bo mam same starcie.Kocham kupować sobie rzeczy i uwielbiam gdy Leoś mówi: "Kiedy wracamy? albo "Ja już nie mam siły".Chce mi się wtedy tak śmiać.
A oto moje rzeczy:
To maja sukienka jaką kupiłam.Jeszcze do tego jest taki fajny naszyjnik.
To są moje buty, które kupiłam.Są super.




*Godzina: 18:00
Właśnie idziemy na tą kolacje.Miałam mały problem z sukienką bo nie chciała się zapiąć, ale po prostu Leon źle zapinał to wzięłam sprawy w swoje ręce i zamek na szczęście się nie rozwalił.
Jesteśmy już przed domem moich teściów
Dzwonimy do drzwi.
- Witajcie kochani.Wejdźcie zapraszamy!- powiedziała moja teściowa.
I wiedziałam, że już ten wieczór będzie "wyjątkowy"
*Cami*
Dostałam ostatnio propozycję aby być projektantką mody.Bardzo się cieszę, ale ta praca jest 700 km od Naszego domu.Mam mętlik w głowie.Nie wiem co wybrać: Rodzinę i przyjaciół czy pracę i karierę?
Nagle Andres pocałował mnie w policzek.
- Cześć kochanie.Słuchaj wiem, że jest Ci trudno podjąć decyzję ale, może spełniaj marzenia? Przecież jakoś poradzę sobie z Naszym synkiem.- rzekł mój mąż.
-Naprawdę tak myślisz?- zapytałam zachwycona.
- Tak kotku.Przecież wiem jaka byłaby to dla ciebie szansa.- odparł mój mąż z uśmiechem - Idź i spełniaj marzenia!
Kocham go!
___________________*_________________________
A oto rozdział 14 :D
Mam nadzieje, że się Wam podoba <3
Ten rozdział jest dedykowany Karolinie Kolton :)
Do następnego!
Zapraszam do komentowania ;)



piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 13

"O Lara gratuluje"
*Violetta*
Ten tydzień jest masakryczny.Wczoraj był pogrzeb Fran, dziś w nocy Naty zaczęła krwawić i niestety poroniła, na dodatek Fede wyjechał na cztery dni.Ludmi ma szczęście bo dziś wraca.Obudziłam się i nie było Leona.No tak przecież dziś jest w pracy o 4:00 rano do 22:00.Wstałam.Ubrałam się w miętową sukienkę, białe szpilki i fioletowe kolczyki.Weszłam do łazienki.Wykąpałam się, umyłam zęby, przeczesałam włosy sprawdzając na kalendarzyk z miesiączką.Och całe szczęście.Minęły tylko 3 tygodnie.Zeszłam na dół i zjadłam płatki owsiane zalane jogurtem naturalnym z jagodami i malinami.Mmm... pyszności.Marica jest u Angie i mojego taty na wakacjach.Mówili, że bawi się świetnie i... zaczęła chodzić.Tęsknie za nią.Usiadłam i oglądałam fajny film.Jakiś "Miłość puka zawsze do drzwi".Dopiero się zaczyna ale już jest super.Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.Wywlekłam się z kanapy i poszłam otworzyć.I kogo widzę? Larę.
- Hej Lara.Wejdź do środka.- powiedziałam z uśmiechem.
Przyglądałam się jej i widzę brzuch jak w ciąży.
- Lara? Ty jesteś w ciąży! Lekarz powiedział, że nie możesz mieć dzieci.- rzekłam zdziwiona.
- Spokojnie Violu.Tak! Jestem w ciąży.Okazało się, że zaszła pomyłka w badaniach i nic takiego nie wyszło.Teraz mam chłopaka.I razem będziemy mieli dziecko.-odpowiedziała moja przyjaciółka.
- O Lara gratuluje.To cudownie!! Dlaczego nic nie powiedziałaś?- zapytałam.
- Nie chciałam się chwalić czy coś w tym stylu.- odrzekła Lara.
Nareszcie jakaś dobra wiadomość.
Tak jakoś rozgadałyśmy się.
- A to jest chłopiec czy dziewczynka?- zadałam pytanie.
- Chłopiec.- uśmiechnęła się.
- Cudnie!- ucieszyłam się.- Kiedy masz termin?
- Za 2 tygodnie.
I tak gadałyśmy sobie do wieczora.Nawet nie zauważyłyśmy a tu już 20:00.
*Ludmiła*
Dziś przyjedzie Fede.Jestem tak szczęśliwa.Mieliśmy się spotkać w parku.Wyczekuje na niego już długi czas.Dzwoniłam kilka razy.Ale nie odbierał.Powoli się denerwowałam.Ale za kilka minut.Patrzę i.. Jest!
Wlecieliśmy w swoje ramiona jak ptaki.Oboje byliśmy tacy zadowoleni, że możemy już spędzić ze sobą czas.Nie widzieliśmy się kilka dni a ja myślałam jakbyśmy się nie widzieli całą wieczność.
________________*_________________________
Cześć! To już dziś 13 rozdział.
Proszę Was komentujcie!
Jeśli w czasie 3 tygodni nie pojawią się komentarze.....Usuwam bloga :(
Bardzo tego nie chce ale czuje, że piszę sama dla siebie.
Wasz wybór.Chcecie żebym pisała lub usuwam bloga.
Do następnego.Jeśli wogóle się pojawi bo jeśli nie będzie komentarzy usuwam go!!




sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 12

"Francesca nie odchodź"
*Violetta*
- Leon schodź już na dół- zawołałam.
- No już idę- krzyknął z góry Leon.
Właśnie jedziemy na urodziny do Fran.Bardzo się cieszymy.Ach już Lato. 28 czerwca.Wakacje mają wszystkie dzieciaki.Jak wspaniale!
Leon zszedł na dół ubrany w granatowy garnitur, czarne jeansy i białą koszulę.Dziś nie szykowałam mu rzeczy tak jak za zwyczaj tylko stwierdził, że sam sobie naszykuję bo chce pokazać, że nie jest małym dzieckiem.No widać zaskoczył mnie.
- To co jedziemy?- zapytał poprawiając garnitur.
- Tak jasne- rzekłam zamyślona.
*Kilka godzin później*
- Hej wszystkim- zawołaliśmy wchodząc na taras, gdzie właśnie siedzieli nasi przyjaciele.
- Witajcie- powiedziała Fran.
Złożyliśmy jej życzenia i przysiedliśmy się do stolika.Dużo czasu nie widziałam Fran.Bardzo się zmieniła.Zbladła, schudła.Stała się nie tą samą Francescą jaką była.
- Wiecie muszę Wam coś powiedzieć- odrzekła nasza przyjaciółka.
Wszyscy przyglądaliśmy się jej, czekając na odpowiedź
- A Więc mam brata.Ruggera.Odnalazłam go dopiero teraz.Mama miała 20 lat gdy go urodziła więc oddała go do adopcji bo jeszcze studiowała i nie miała czasu na zajmowanie się dzieckiem.Kilka lat później urodziła mnie.Nic mi nie powiedziała, że mam brata ale jakoś wyszło, że poszperałam trochę w naszych starych zdjęciach i zauważyłam mamę w ciąży.Ale nie mogłam to być ja bo był to rok 1988 a ja się urodziłam w roku 1992.Więc nie mogłam to być ja.No i odnalazłam go.
Wszyscy bardzo się cieszyliśmy.
*Dwie godziny później*
Nasza solenizantka poszła na dół przynieść ciasto ale od pół godziny nie wraca z kuchni.
- Przepraszam Was ale idę do łazienki- skłamałam bo idę zobaczyć co z Fran.
Jestem już w kuchni.I co widzę.... Fran leży na podłodze.Nie przytomna.
- Marco!!! Fran chyba zemdlała.
*21:30*
Francesca leży na oddziale.Nie wiemy jeszcze co z nią jest.Ale się wybudziła.
- Marco, kochanie ja umieram- rzekła Fran słabo.
- Francesca nie odchodź!- wołał nasz przyjaciel.
Niestety Fran zmarła.Kilka minut potem wykryto u niej guza mózgu, który był nie wyleczony i miał około 10 cm długości.Prawdopodobnie zagnieżdżał się 3-4 miesiące.
Wszyscy płakaliśmy jak dzieci.Naszej przyjaciółki już nie ma z nami.Marco był załamany.Co teraz zrobi? Ma 2- letniego synka i 5-miesięczną córeczkę.Gdyby Leona ze mną nie było nie wiem co bym zrobiła.
Nasz przyjaciel musiał zadzwonić do Ruggero.
- Cześć Ruggero.Muszę Ci powiedzieć coś bardzo ważnego.- powiedział przegryzając wargi.
- Mów Marco.Ale czemu Fran mi o tym nie powie.- zapytał.
- Bo Fran nie żyje.Zmarła dzisiaj na guza mózgu.
- Nie to są jakieś żarty.To nie może być prawda.- rzekł zrozpaczony.
- Przepraszam ale muszę kończyć.- powiedział Marco odkładając telefon po czym zaczął płakać jak małe dziecko.
*Ruggero*
I co teraz?Straciłem Fran- moją siostrę.I znalazłem ją po to aby stracić? Zacząłem płakać.Na chodniku.Kilka ludzi patrzyło na mnie ze zdziwieniem.Podeszła do mnie kobieta pytając.
- Dlaczego płaczesz.
Ja odpowiedziałem jej tylko.
- Bo odnalazłem coś co mi się należało przez całe życie i straciłem to w mgnieniu oka.
Kobieta nic nie powiedziała.Odeszła chyba nic nie rozumiejąc.

_________________*____________________
Mamy 12 rozdział.
Przepraszam, że nie byłam już chyba z miesiąc na blogu ale wiecie miałam dużo nauki przed wakacjami.
To jest wakacyjny rozdział chodź trochę smutny.
Francesca niestety nie żyję ;(
Odnalazła brata Ruggera ale nie na długo :((
Do następnego :)
Miłych wakacji życzę :D

środa, 28 maja 2014

Rozdział 11

"Piżama Party"
*Violetta*
Dziś u mnie są piżama Party.Strasznie się ciesze.Chłopaki będą ze sobą razem.Nie mogę się doczekać, mała jest już u Wesi i Diego.Została tam na noc wczoraj.Zrobiłam jej zdjęcie komórką jak spała.Jest słodka.Urosła, ale przyzwyczaiła się do smoczka.Teraz się bez niego nie rusza.Angie mówi, że się oduczy tego jak trochę podrośnie.Leon idzie z chłopakami nad jezioro niedaleko naszego domu.My wolimy spędzić ten czas w domu a oni nad jeziorem w jednym namiocie.Ech.Z tymi chłopakami to tak jest.Sami chcieli iść no to nikt im nie zabrania.
*18:00*
Wszystkie już są.Nie mogłam się ich doczekać.
- Chodźcie do góry dziewczyny- zawołałam.- Ja wezmę tylko przekąski.
One szybko poszły do góry.Ustaliliśmy, że już o 18:00 przebierzemy się w piżamki.Super.Weszłam do specjalnego pokoju gdzie przychodzę odpocząć lub spać wtedy kiedy pokłócę się z Leonem.Ale to nie często się zdarza.
- No to o czym gadamy?- zapytała Cami.
- No nie wiem a co u was?- zadała pytanie Francesca.- Naty ty mów pierwsza.
- No wiecie ostatnio Maxi i ja byliśmy na plaży no i teraz najważniejsze....- powiedziała nasza przyjaciółka.
- Mów, mów bo nie wytrzymamy- krzyczały dziewczyny jedna przez drugą.
- No dobrze powiem wam.A więc jestem w ciąży.- wykrztusiła Naty.
Wszystkie cieszyliśmy się z tej wiadomości.Jej! Margaret będzie miała rodzeństwo.
*21:05*
- Czekajcie dziewczyny tylko skoczę do toalety.Zaraz wracam.- rzekła Natalia.
Wyszła.
- Fajnie, że Naty jest w ciąży.- zawołałam.
- No pewnie- powiedziały wszystkie.
Rozmowa o nowym potomku Naxi ciągła się dalej.Przyszła Natalia.
- Przepraszam, że byłam tak długo, ale wiecie wymioty.- odrzekła.
- Nic się nie dzieje.Chodź do nas!- zawołałam.
*Leon*
Chyba lepiej było trzeba posłuchać Violi.Teraz jeden przez drugiego się kłóci w namiocie.
- Andres!Nie kop mnie!- krzyknął Marco.
- Marco ciszej.Chce się wyspać.- zawołał Maxi.
- Dobra cicho chłopaki.- powiedział Fede zmęczony.
Mam powoli dość.Poszłem się przewietrzyć.
*10 rano*
Chłopki chcą mi zrobić zdjęcie.O kurde udało się im.W sumie nie jest takie złe.I prawdopodobnie wysyłają je Vilu.
Wysłali.
*2 godziny później*
Nie wysyłają odpowiedzi.Co jest cholera jasna?
Nie wiec co się stało?Może po prostu tak sobie ustaliły.Nie mam pojęcia co nasze krejzolki wymyśliły.
- Ej chłopaki chodźcie.- zawołałem.
Przybiegli jak huragany.
Miałem plan.Przebiegły i szatański jak nigdy dotąd.
*30 minut później*
Przyjechaliśmy.Po cichu poszliśmy wystraszyć dziewczyny.Wiedziałem gdzie się znajdują.W specjalnym pokoju Violi.Już mieliśmy je przestraszyć a tu nagle śpią.Jak zabite.Oczywiście co to by były za piżama Party bez alkoholu.Przecież na stoliku od kawy był kieliszek od wina.Chyba, któraś trochę wypiła.O nie jak tylko się obudzi to sobie pogadamy.My nie piliśmy a one....?
Eh z naszymi dziewczynami to tak jest.

____________________________________

*2 godziny później*
Dziewczyny poszły.Czas z nią porozmawiać.
- Violu? Co to się stało?- zapytałem pokazując na kieliszek z winem.
- Przepraszam.- powiedziała.
- Dobrze.Wybaczam Ci!- rzekłam.
Potem mieliśmy czas wolny.Ale to co robiliśmy podczas tego czasu zostawię dla siebie.






__________________________________________*______________________________________

No i jak podoba się 11 rozdział? :*
Piżama Party.Jej!
Naty jest w ciąży.Sweet :D
Oj alkohol wdał się do zabawy :)
He, he na końcu może nic nie mówię :P
Do następnego :)











































niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 10

"Nie Leon"
*Francesca*
Właśnie wróciliśmy ze szpitala razem z Eliotem.Gdy zobaczył Blancę ucieszył się tak bardzo, że nawet nowy samochodzik, który mu kupiliśmy był mniej ważny od swojej nowej siostry.To chyba ten moment, żeby dać Blancę na ręce Eliotowi.
- Kochanie chcesz wziąść swoją siostrę na rączki?- zapytałam trochę poważnie.
- Tak mamusiu- ucieszył się
Więc powoli dałam naszemu synkowi Blancę.Jak słodko razem wyglądają dwa moje małe szkraby.Musiałam wziąsć naszą kruszynkę bo usypiała.Eliot poszedł do swojego pokoju a ja zaniosłam ją do pokoiku.Marco w pokoju z naszym synem a ja czuwam przy naszej kruszynce.Więc teraz jest remis dwóch facetów dwie kobietki :)
*Violetta*
- Kochanie, może przejdziemy się się na spacer- zapytał mój maż.
- Nie Leon chyba jestem chora.Mam katar, kaszel i głowa mnie boli- powiedziałam smarkając.
- Pokarz czoło Violetta- rzekł Verdas.- No przecież ty masz gorączkę.
Wziął mnie na ręce i niósł do pokoju.
- Aaaaa Leon co ty robisz?- zapytałam krzycząc
- Prowadzę Cię do sypialni.- odezwał się najmądrzejszy.
Potem Leoś musiał jechadź żeby coś załatwić w firmie.Zostawił mi gorącą herbatę z miodem i bułkę z szynką.
Nagle obudziłam się...... śniło mi się, że byłam w szpitalu koło mnie był Leon i Marica a ja miałam na rękach małego chłopczyka.Sięgnełam po laptopa potem weszłam na stronę pt. "Sennik" wpisałam swój sen i wyszło mi, że pewnie będę miała jeszcze dziecko.Lepiej żebym nie mówiła o tym Leonowi.

*Maxi*
Teraz Naty nalega abyśmy mieli jeszcze jednego potomka ale ja bym chciał mieć tylko naszą Margaret.A po za tym nie wiem czy dam radę sobie z opieką nad dwójką dzieci kiedy Naty będzie w pracy.
- Maxi Ludmiła nas zaprosiła do siebie może przyjdziemy do nich- zapytała Naty.
- No pewnie- odpowiedziałem z uśmiechem.
*1 godzinę później*
Jesteśmy już w domu u Fedemiły i nie ma bliźniaków jest tylko Merico.
- A gdzie jest Cornelia?- zadała pytanie Naty.
- Śpi.Powiem Ci, że chyba ma ospę wietrzną bo ma takie dziwne krosty.- rzekła Ludmiła przejęta.
- To chodź zobaczę bo Margaret miała już ospę to może Ci poradzę?- zapytała moja żona.
- O to chodź Naty.- odrzekła Lu.
*20 minut później*
Wróciły już.
- No Fede trzeba jechadź jutro do lekarza.Mała ma ospę- powiedziała Lu opadając na krzesło.
- A wiecie, że Francesca urodziła dziewczynkę?-odrzekła Natalia.
- Naprawdę i jak ją nazwała?- zapytał Federico.
- Blanca. Ładne imię- uśmiechnęła się moja żona.
Nagle Merico przyszedł do salonu z psem i położył się na taką dużą poduszkę z butelką w ręku.
- O! A wy macie psa?- zapytałem.
- Tak kupiliśmy ostatnio chyba tydzień temu.- powiedział mąż Lu.- Frodo chodź tu.
- Jej jaki słodki- odrzekła Natalia.




_________________________________*______________________________________

Jak wam się podoba 10 rozdział?
Przepraszam, że tak dawno nie pisałam ale miałam szlaban na laptopa :(
Blanca i Eliot sweet wyglądaja :D
Oj Vilu ma sny przyszłości :P
 Naty chce jeszcze jednego potomka
Cornelia- córka Fede i Lu ma ospę :(
I cała rodzinka ma pieska Froda :)
Koniec ogłoszeń duszpasterskich i do następnego :)








sobota, 10 maja 2014

Rozdział 9

"Francesca rodzi idioto"
*1 miesiąc później*
*Violetta*
Właśnie wstałam i na zegarku była godzina 10:35 a Leona już nie było w naszym łóżku więc zeszłam na dół zobaczyć co robi.Ale najpierw pomyślałam, że się ubiorę.Po drodze wstąpiłam jeszcze do łazienki wykąpać się, umyć zęby i przeczesać swoje włosy.Po tych czynnościach zeszłam ze schodów.Mój mąż przygotowywał mi i sobie śniadanie.
- Hej kochanie!Widać, że robisz śniadanie- uśmiechnęłam się.
- Tak wstałem już o 7:00 więc najpierw skoczyłem do sklepu i zrobiłem śniadanko- uśmiechnął się pokazując na talerze z jedzeniem.
Po skończonym posiłku ja poszłam posprzątać górę a Leon dół.
*2 godziny później*
*Leon*
Wszystko z Violettą skończyliśmy sprzątać więc poszliśmy oglądać telewizor.Właśnie leciał mój ulubiony film "Faceci w czerni"
- Skarbie musimy oglądać takie bzdury.Obejrzałeś ten film z 6 razy- westchnęła moja żona.
- Ale Violuś on nigdy mi się nie znudzi- powiedziałem podekscytowany- A teraz cichutko bo właśnie się zaczyna.
- Eh faceci- rzekła Violetta idąc do góry.
*Violetta*
Ci faceci non stop mogą oglądać filmy akcji albo filmy grozy.Że też jeden mężczyzna nie chciał by pooglądać jakiejś komedii lub romansu.Pomyślałam, że pójdę obejrzeć film do naszej sypialni.Właśnie leciała moja ulubiony film "Wierzba" to film o pewnej baletnicy, która marzyła o zostaniu słynną baletnicą lecz po wypadku dalej jeździła na wózku i zawsze przychodziła do wierzby i tam modliła się wierząc, że modlitwa ją uzdrowi.Wkrótce dzięki rehabilitacji spełnia swoje marzenia.To jest bardzo piękny film i zawsze się przy nim wypłaczę.Ale po kilku minutach oglądania "Wierzby" przyszedł Leon.
- Przepraszam kochanie wiem, że chciałaś obejrzeć jakiś inny film ale ja uwielbiam "Faceci w czerni"- odrzekł Verdas.
- Dobrze i wiem jak mi to wynagrodzisz- powiedziałam uśmiechnięta.
- Czym?- zadał pytanie.
- Całusem- zaśmiałam się
Mieliśmy przystąpić do pocałunku a tu nagle mój telefon.To Marco.
- Halo?- zapytałam wściekła.
- Hej Violu Francesca rodzi a termin porodu jest dopiero za dwa tygodnie.Proszę przyjedzcie.-odrzekł Marco zdenerwowany.
- Jasne już jedziemy- powiedziałam kończąc rozmowę.
- Kochanie gdzie ty idziesz? A nasz pocałunek?- odezwał się Leon
- Francesca rodzi idioto- krzyknęłam na niego- Ale chwila moment kto zajmie się Maricą.
- Czekaj podjedziemy ją zawieść do Wesi i Diego- rzekł mój mąż.
- Ok to ty idź się ubierać a ja pójdę po naszą córeczkę- odpowiedziałem biegnąc
* Kilka godzin później*
Jesteśmy już w szpitalu a Fran urodziła zdrową córeczkę, której dali na imię Blanca.
- Jaka ona słodka- rzekłam
- Jest wręcz śliczna.A gdzie macie Eliota- zapytał Leon.
- Spędza już drugą noc u babci- powiedziała Fran.
- A ile on już ma lat?- znów zapytał mój mąż.
- Skończone dwa w tamtym miesiącu.
- O czyli Eliot urodził się 22 maja a Blanca 22 czerwca.Jaki zbieg okoliczności.- powiedziałam zaskoczona.
Potem przyjechali reszta naszych przyjaciół lecz za kilka godzin wszyscy musieliśmy pojechadz do domu.
__________________________*_________________________

No i jak wam się podoba 9 rozdział?
Jak widzicie Fran urodziła zdrową, śliczną dziewczynkę o imieniu Blanca :)
Moja zwichnięta noga już trochę lepiej i w poniedziałek idę już do szkoły lecz mam zwolnienie z W-F do 25 maja :(
Miłego weekendu życzę i do następnego :)

piątek, 9 maja 2014

Miłość jest piękna jak kwiat- On Shot Dorosła Leonetta

ON SHOT
Leonetta

Ona-20-latka,która od 12 lat pragnie znaleźć swojego miejsca na ziemi.Gdy miała 8 lat jej mama zmarła na nowotwór a ojciec zginął dwa lata później w wypadku samochodowym.Po śmierci rodziców pod swoje skrzydła przygarnęła ją ciocia przy,której zawsze mogła wyżalić się z każdych problemów i radości Juliet.Miała ona 3 dzieci Angeles,Rostana i Cornela oraz na utrzymaniu Violettę.Byli oni starsi od niej i nie doceniali starań mamy,jedyna 10-latka umiała podziękować za obiad lub skromne przyjęcie urodzinowe.Ciocia kilka lat potem popełniła samobójstwo spadając z mostu ponieważ całej rodzinie nie kiedy brakowało chleba lub zwykłą wodę.Teraz ma pracę jako aktorka i własne mieszkanie.Jedynie czego jej brakuje to księcia z bajki.

On- 21-letni szatyn,który wychowywał się bez ojca dlatego, że gdy jego mama zaszła w ciążę to od razu ją porzucił nie płacąc za alimenty.Mama żyję lecz przeprowadziła się do Los Angeles.Leon pracuje jako aktor i mieszka w pięknej willi z basenem.Jedynie czego mu brakuje to księżniczki z bajki.


19.07.2009r.
Violetta wstała patrząc na zegarek 10:00.
- O nie!Spóźnię się do pracy!!!- krzyknęła.
Wstała z łóżka i poszła się umyć oraz przebrać.Postanowiła,że zrobi sobie musli z bananami i truskawkami
Zjadła śniadanie, ubrała buty na koturnach, bordowy płaszcz i chustę o malinowym kolorze.Poszła piechotą ponieważ jej dom nie był daleko od pomieszczenia,w którym odbywają się próby.Była już prawie koło teatru gdy nagle potrącił ją samochód.W tym samym czasie szedł chodnikiem Leon spiesząc się do tego samego teatru co Violetta.Po chwili zauważył dziewczynę, którą znał na próbach z aktorstwa i grał z nią kilka przedstawień.Sprawca wypadku miał gdzieś,że prawdopodobnie dziewczyna,którą potrącił nie żyje.Nikt nie podbiegł na pomoc jedynie Leon biegł co sił do przyjaciółki.
- Violetta odezwij się- krzyknął Leon nie dostając odpowiedzi od dziewczyny.
Jedynym sposobem aby ratować jej życie będzie wezwanie karetki.Zadzwonił.Ambulans był już w drodze a Violetta była o krok od śmierci.
*Kilka godzin później*
Violetta przeżyła jest przytomna i nie będzie jeździła na wózku.Szatyn mógł odetchnąć z ulgą.Wachał się czy wejść do sali, w której miała być 2 tygodnie szatynka.Ale postanowił, że wejdzie.Violetta nie spała patrzyła w sufit.
- Cześć.Pamiętasz mnie?Jestem Leon twój przyjaciel z teatru- rzekł z uśmiechem.
- Tak pamiętam Cię.Hej Leon.Dziękuje!- odezwała się trochę rozkojarzona.
- Za co?-  zadał pytanie.
- Uratowałeś mi życie, wspierałeś mnie i pocieszałeś na próbach teatralnych i dziękuje za to że jesteś.- rozpłakała się dziewczyna.
- Nie płacz i nie ma za co.Violetta?- ponowił pytanie.
- Tak?- zapytała leżąc
- Zostaniesz moją żoną?- wyciągnął pierścionek z brylantem czekając na odpowiedź.
- Oczywiście!-rzekła szczęśliwa.
Pocałował ją i oby dwoje rozkoszowali się tą cudowną chwilą.
*1 rok później*
Violetta i Leon dziś właśnie w rocznicę tego dziwnego zdarzenia złożyli sobie przysięgę małżeńską na ślubnym kobiercu.
- A teraz ogłaszam was mężem i żoną.Możesz pocałować pannę młodą- orzekł ksiądz.
Szatyn pocałował szatynkę i to był początek pięknego małżeństwa.
* Kilka lat później*
Szatyn i szatynka są szczęśliwym małżeństwem z jednym dzieckiem.Drugie w drodze.Mają 7-letnią córeczkę Cornelię i  Viola jest w 5 miesiącu ciąży będzie to chłopiec.Synkowi, planują nadać imię po bracie Leona czyli Maxsymiliano(Maxi).Brat żyje tylko wyjechał na rok do Mediolanu ponieważ jest projektantem mody.Ma żonę Naty, którą Violetta bardzo dobrze zna ze szkoły.Były one przyjaciółkami na całe życie, lecz Natalia musiała wyjechać z Buenos Aires.Ale wrócili i bardzo cieszą się na wieść o nowym dziecku Verdasów.Sąsiadami są Marco i Francesca z czwórką dzieci: 11 letnim Crosenem, 8 letnią Camilą, 3 letnim Ernestem i 2 miesięczną Estellą.Nie dawno do tej dzielnicy przeprowadzili się Ludmiła i kuzyn Violetty od strony taty Federico.Lu i Fede mają 5 letniego synka Verona oraz blondynka jest w 7 miesiącu ciąży. Teraz szatynka ma nowe przyjaciółki a szatyn przyjaciół.
Koniec :)


Miłość może być piękna tylko trzeba ją pielęgnować :)


On shot :) :)

Jak widzicie piszę rozdziały i bardzo cieszę się bo jest to moja pasja.Bardzo lubię pisać rozdziały.Na razie nikt nie komentuje mojego bloga :( Ale teraz dodam On Shota ♥ Cieszycie się? Po tej informacji dodam tego On Shota ^.^ Lecz będzie tylko jedna część bo nie mam aktualnie pomysłów i mieszanie kilkunastu części On Shota byłoby dla mnie lekkim ciężarem.Więc życzę wam miłego weekendu ;)Przygotowujcie się na super On shota.Oczywiście nie zabraknie w nim Leonetty :) :) ♥.♥ Do ON SHOTA ;p







czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 8

"Urodzinki Marici"
*6 miesięcy później*
*Leon*
Dziś nasza kruszynka kończy już rok.Jest już taka duża.Obudziłem się o 9:00.Viola jeszcze śpi.Wstałem z łóżka, ubrałem się w granatową koszulę i jeansy.Odświeżyłem się i zeszłem na dół.Zjedłem śniadanie i żeby nie budzić Violetty poszłem po torcik dla małej.
*godzinę później*
Na szczęście cukiernia była otwarta.Zamówiłem tort z napisem "Pierwsze urodzinki naszej słodkiej kruszynki" .Dla naszej córki będą dwa torty.Jeden osobisty dla niej a tort a ten drugi z napisem będzie dla gości.Za 2 godziny będą do odbioru.Imprezkę urodzinową mamy o 13:00 więc niestety muszę obudzić Violettę.Tak bardzo lubię na nią patrzeć jak słodko śpi.Muszę przyznać, że teraz nie wiemy do kogo Marica jest podobna.Chyba do Angie. Po kilku chwilach byłem w domu.Po drodze kupiłem różne balony i duży plakat z napisem "1 urodziny 1 chwile"Oczywiście wszystko na różowo.Po wystrojeniu musiałem obudzić Violettę
- Violetta.Obudź się!Dziś urodziny Marici- zawołałem
- Co? To dzisiaj? A jeszcze pięć minut- powiedziała kładąc się na bok.
Moja żona jest szalona
- Violu jest 10:00 proszę Cię.Za trzy godziny przychodzą wszyscy goście.- powiedziałem ciągnąc ją z łóżka.
- No dobra idę Chwilka - odrzekła w białym szlafroku z czarnymi kropkami.
- Ja schodzę na dół.Marica jeszcze śpi.Więc mamy jeszcze minimum godzinę za nim się obudzi..- odparłem wychodząc z naszej sypialni.
*1 godzinę później*
Vilu szykuje jedzenie itp a ja ustrajam nasz dom balonami, serpentynami i różnymi innymi rzeczami.Pomyślałem, że pójdę zobaczy co u naszej kruszynki ale moja żona wołała mnie z dołu
- Leon przynieś tą porcelanową biedronkę z piwnicy na prezent dla Marici.
Nasza malutka solenizantka
- Ok już idę.- od krzyknąłem z góry.
Wziąłem ten prezent widać, że był zapakowany w różowe prostokątne pudełko owinięte jakąś białą wstążką.
Zaniosłem jej ten prezent i poszłem do pokoju Marici zobaczyć czy jeszcze śpi.
Oj śpi tak słodko.Ale lepiej dla nas jeśli się nie obudzi.Będziemy mieli więcej czasu na przygotowanie przyjęcia.
*4 godziny później*
Wszyscy goście super się bawią,Przyjechali nasi rodzice, nasi przyjaciele, Wesi, Diego i Beet oraz dalsza kuzynka Violetty- Magdalen.
Czas na zjedzenie torta.Jak uzgodniłem to z Violą nasza córeczka dostaje mniejszy osobny torcik.


-Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam.Sto lat sto lat niech żyje, żyje nam. Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyje, żyje nam.Niech żyje nam.A kto Marica.- zaśpiewaliśmy wszyscy.Marica bardzo cieszy się z tych urodzin.Ani trochę nie płacze cały czas jest uśmiechnięta.
Nawiązała bardzo dobry kontakt z Magdalen.Strasznie ją polubiła.Imprezka potrwała do 2 w nocy.Było super fajnie.





I Jak podoba wam się?
Nasza Marica kończy roczek.Sweet ;*
Komentujcie :) Przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów z powodu awarii.Ale teraz mam zwichniętą nogę więc będę siedziała więcej na laptopie :) I sorry, że aż taki krótki dziś.Mam chyba lenia ;)

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 7

"Spotkanie przyjaciółek"
"Ludmiła"
Jestem strasznie zabiegana tu praca w studio tu moje kruszynki wogólę ja nie mam czasu dla siebie.Chciałabym odwiedzić Violę lub Francesce albo Cami.Andremila mieszka tylko 2 domy dalej a ja u niej nie byłam.Mam zamiar to zmienić.Może pomyślę o tym po pracy dzisiaj piątek więc potem weekand.
Pomyślałam sobie, że przejdę się do studia pieszo.Jest taka ładna pogoda.Jeszcze tylko jeden gryz tosta z masłem orzechowym, pocałunek dla Federico i idę.
*30 minut później*
Jestem już studio "On Beat four" trochę się zmieniło odkąd Antonio zmarł i oddał w spadku studio dla Jackie.Ale i tak jest fajnie nie można narzekać.Właśnie idę na lekcję do uczniów mojej koleżanki Esme.
* 3 godziny później*
Lubię chodzić moją ulubioną ścieżką tak miło można spędzić czas biegając lub idąc.Szłam zamyślona.Może dziś pójdę do Violeletty.Ale bez dzieciaków i Fede.Zrobimy sobie babski wieczór tylko najpierw muszę uzyskać zgodę Vilu.Mój mąż zostatnie z Cornelią i Merico.Naglę na kogoś wpadłam.To Naty.
- Cześć Naty przepraszam Cię bardzo.Ale planuje dziś iść do Violi i mam głowę w chmurach.- powiedziałam przepraszając.
- Nic się nie stało.Może się przejdziemy?- zapytała trochę niepewnie.
- No oczywiście.- odpowiedziałam uradowana.
Idziemy kilka minut a pogaduszek od groma.Dłuższy czas szłyśmy a tu kogo widzę Federico i bliźniaki.Jak zobaczyłam zajmowanie się mojego męża dzieciakami to normalnie mnie coś dusiło.
- Nie no ja go uduszę jaki idiota bierze taki cienki koc dla rocznych bliźniaków.- odrzekłam wkurzona
- Spokojnie Lu.- uspakajała mnie moja przyjaciółka.

- Naty jak mam być spokojna przecież on mnie zaraz rozwali.- wkurzyłam się już do reszty.
Ale pomyślałam że tak będzie lepiej.Niech uczy się odpowiedzialności za własne dzieci.Powinnam poświęcać więcej czasu dla przyjaciółek.Idziemy dalej.Nagle poczułam chęć na lody śmietankowe.
- Ej Naty może pójdziemy na lody?- zapytałam głodna.
- Zależy jakie?- śmiała się Naty.
- Ha, ha patrz budka z lodami.Idziemy?- ciągnęłam ją za rękę.
- Ok no to chodź- dała się namówić.
*2 godziny później*
Ja i Natalia idziemy do Violi o 17:00.Zgodziła się!Super :)
Wybieram jakąś sukienkę ładną i teraz idę się odświeżyć bo została mi nie cała godzina do spotkania.
*Violetta*
- Leon!!!!!!!!- wołam z dołu.
- Co?- krzyknął.
- Chodź musimy porozmawiać!- znów wołam.
- No dobra idę- mówił znudzony.
Po chwili przybył mój mąż i pyta się:
- Co chciałaś?
- Ej Leon przychodzi Lu i Naty a chcemy sobie zrobić babski wieczorek więc...- zaczełam przemawiać ale przerwał mi Verdas.
- Tak ja i Marica pojedziemy do Wesi i do Diego.Właściwie już się umówiliśmy ale jak jeszcze dołączy nasza córeczka to też OK.- powiedział i pocałował mnie w policzek.Zdziwiłam się.Jakby czytał mi w myślach.

Dobra teraz się wykąpię i ładnie ubiorę.Po tych czynnościach zamówiłam dwie pizzę na godzinę 17:30.Posprzątałam trochę dom.Moje tortillę są gotowe jeszcze tylko giros i kurczaki.
*20 minut później*
Słyszę dzwonek do drzwi.To na 100% dziewczyny.Otwieram drzwi i patrząc chwilę mówiłam w myślach "ale to nie dziewczyny....."
*Naty*
Dziś idziemy ja i Ludmiła do Violi ale będzie super tak dawno się nie widzieliśmy.Lu powiedziała żebym najpierw poszła do niej a później razem do Violetty.Margaret zostanie z Maxim.Mam nadzieje, że sobie poradzi.Kiedyś była akcja, że zostawiłam Maxiego i Margaret samych to mój mąż śpi na kanapie z książką pewnie czytał dla naszej córki a ona leży sobie na dywaniku i bawi się opakowaniami od płyt
*Ludmiła*
- Nie Federico! Cornelia i Merico jadą do Grensja.- zawołałam goniąc się z moim mężem po całym domu.
- Jakiego Grensja?- zapytał wnerwiony.
- Mojego BRATA Pacanie- krzyknęłam zła.
- A zapomniałem.- powiedział drapiąc się po głowie.
- Dobra zostawię Ci bliźniaki pod Twoją opieką ale pod jednym warunkiem
- Zrobię co zechcesz obiecuje- zawołał po chwili.
- Dobra ja i Naty będziemy nocować u Violi więc ty spakujesz mi potrzebne rzeczy a ja idę się przebrać.- postawiłam warunek, który wstrząsnął Fede gorzej niż jego teściowa.Raz, raz i byłam spakowana przez mojego męża.
*Violetta*
- Marco co ty tu robisz?- wrzasnęłam z pretensjami.
- Proszę ja powoli nie wytrzymuje z Francescą i jej ciążą mogę spać u ciebie?- zapytał prosząco.
- Marco nie.Jeśli chcesz się przespać gdzie indziej to polecam ławkę.Dużo razy wysyłałam tam Leona jak byłam w ciąży!- rzekłam po namyśleniu.
- A jakieś inne rozwiązanie?- znów spytał.
- Ponte dziś jest wolny.Zapraszam
- Ale Naty będzie zła.
- Naty i Lu dziś idą do mnie na noc więc masz cały dom dla dwóch przyjaciół i Margaret- zaśmiałam się.
- Eh no dobra zaryzykuje.-odezwał się trochę speszony.
*10 minut później*
Teraz to dziewczyny.Pizza już przyjechała trochę wcześniej niż zamawiliśmy.Ale może być, zapłaciłam sprzedawcy i zamknęłam drzwi.
*2 w nocy*
Chyba mamy lekkiego kaca ale nie wiem.Po chwili Naty się odezwała.
- Czekaj, czekaj bo ja zapomniałam co miałam powiedzieć- powiedziała ze śmiechem
- O kurna gdzie moja komórka?- zawołała Ferro.
-Tu jest pod poduszką- wrzasnęłam.
Dobra po pijanemu śpiewaliśmy stare piosenki ze Studia
- Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr (lo puedes lograr...), prueba imaginar - Zaśpiewała jakąś zwrotkę "Podemos" Lu.
- Ej Dziewczyny idziemy spać!- postanowiłam wstając z kanapy i od razu na glebę.
Dziewczyny pobiegły mi pomóc wstać ale też miały spotkanie z podłogą.Śmiałyśmy się chwilę a potem rozłożyłam dwa łóżka dla moich najlepszych przyjaciółek, dałam im kołdry i poduszki a po godzinie poszłyśmy spać.To wspaniała, pijana NOC :)

________________________*___________________________

Mi się nie podoba!
A wam? Komentujcie
Jestem już na majówce i okazuję się, że będę pisała rozdziały.JEJ :)

Oceniajcie :)


Rozdział 6

"Niezwykła kolacja"
*Leon*
*2 miesiące później*
*Godzina 13:00*
Wróciliśmy z wycieczki.Było cudownie.Odebraliśmy Maricę i wróciliśmy do domu.Dwa miesiące od wycieczki to nie aż tak dużo a ja już tęsknie za tymi chwilami sam na sam z Violettą.A teraz dziecko, praca, dom itno ( i tak na okrągło)
Nareszcie weekand ja i Viola nie pracuje w dni wolne więc mamy trochę czasu dla siebie.Siedzimy na dolę ja zajmuję się Maricą a moja żona robi obiad =)
Nagle zadzwonił mój telefon.Nieznany numer.
Leon: - Halo?
Wesi: - Hej Leon.Pamiętasz mnie? To ja Wesi twoja kuzynka.
L: - No jasne że pamiętam witaj Wesi.Co słychać.Nie mieliśmy kontaktu tyle lat.
W: - Wiesz przeprowadziłam się kilka dni temu do Buenos Aires, mam 3 miesięcznego syna Beeta ( Bita) i męża Diego.A u ciebie?
L: - No mam żonę Violettę, 6 miesięczną córeczkę Maricę i też mieszkam w Buenos Aires.
W: - No to świetnie.Zapraszam ciebie,Twoją żoną i córeczę na kolacje dziś wieczorem o 18:00.Proszę przyjdzcie.
L: - No pewnie że przyjedziemy.Do zobaczenia.
W: - Pa.
Odłożyłem telefon i widziałem że Vilu była wkużona
- Co to za Wesi?- zapytała wnerwiona.
- Spokojnie kochanie to tylko moja kuzynka.Byliśmy strasznie związani ze sobą i wogóle.A pewnego dnia po prostu znikła.Bez śladu.- powiedziałem a ona się trochę uspokoiła.
- To dobrze. A co od ciebie chciała- spytała z upewnieniem
- Vilu nie widzieliśmy się tyle lat a ty się pytasz co chciała?Ale jeśli chcesz wiedzieć to zaprasza nas- ciebie, mnie i naszą córkę na kolacje o 18:00.- odrzekłem
- Ok.Fajnie by było gdzieś się wyrwać.- przytuliła mnie.- Kocham Cię.
- Ja ciebie też. - pocałowałem ją czule.
* 4 i pół godziny później*
Ja jestem na dole ubrany w białą koszulę, granatowy garnitur i czarne jeansy.Marica jest ubrana w czerwoną sukienkę, która ma czarne groszki.

- Violu, kochanie schodzisz?- zapytałem wołając z dołu.
- Już idę.Chwilka.- wołała spiesznie.
 I tu nagle moja żona schodzi z naszych schodów.Wygląda pięknie.



- Wyglądasz cudownie- powiedziałem prawdę.
- Dziękuje kochanie- odpowiedziała całując mnie w usta.Marica w pewnej chwili się nawet zaśmiała.
*1 godzina później*
Weszliśmy do domu, powitania, całuski.Mieszknie skromnie lecz fajnie użądzone.Stoimy w korytarzu i tu stąd ni z owąd pojawia się jej mąż - Diego.
- Dobry wieczór wszystkim.- przywitał się.
- Dobry wieczór...- chórem ja i moja żona.
Weszliśmy do salonu pogadaliśmy przez chwilkę i zapłakał Beet.Wesi wzieła go na ręce jest naprawdę słodki.



- Ale słodki!-  Violetta powiedziała do Wesi.
- Dziękuje- podziękowała moja kuzynka.Większość czasu spędziliśmy w miłej atmosferze. Na starych pogaduszkach itp. ale najważniejsze jest, że ona jest tutaj z nami.
* Marco*
Ja nie mogę pojąć Fran jest w 3 miesiącu ciąży okazało się że gdy ona dowiedziała się o niej to była w 1 miesiącu.Non stop wymiotuje aż kiedyś zwymiotowała na kanapę ale jakoś to idzie.Francesca i Eliot śpią a ja oglądam mecz FC Barcelona VS Real Madrid.Nie wiem za kim jestem ale chyba za FC Barceloną.Nagle moja żona płaczę.Biegiem idę do góry.
- Kochanie co się stało??- zapytałam zdziwiony.
- Patrz jaka wielka mucha- krzyczała Fran.
- Złotko to tylko mucha.Zobacz otworzę okno i ona sobie poleci- uspokajałem ją
Dla mnie to to normalka ostatnio moja żona krzyczała że wielki pająk wleczę się po podłodze a to tylko czarny kłaczek ze spodni.Ona już po prostu w ciąży taka jest :)
___________________________________________
Mam nadzieje, że się wam podoba ;)
Sporo się na nim na pracowałam!
Jadę na majówkę ale w hotelu jest dostęp do wifi więc będę pisała rozdziały.Miluśkiej majówki życzę Wam udanej pogody i zawsze uśmiechniętej buzi :)




czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 5

"Oj nie dobrze!"
"Violetta"
Właśnie pakujemy się na naszą romantyczną wycieczkę do Wiednia.Niestety Marica z nami nie jedzie.Zostaje u moich teściów.Będę za nią tęsknić.
-Kochanie, chodź wiem że będziesz tęsknić za małą ale spokojnie przecież za tydzień wrócimy.-pocieszał mnie mój mąż
- Wiem! Ale...- przerwał mi mój mąż pocałunkiem.
- A to za co?- zapytałam uśmiechnięta
- Po to żebyś się zamknęła - zaśmiał się po cichu
*godzinę później*
Jesteśmy już przed domem moich teściów.Wchodzimy na podwórko i dzwonimy do drzwi.
- Violetta spokojnie wszystko będzie dobrze- dodał mi otuchy Leon.
- Dziękuje! Od razu mi lepiej- odparłam tak sobie.
Nagle drzwi się otworzyły i wyszła z nich moja teściowa.
- Dzień dobry Violu.Jak ślicznie wyglądasz!Ojej Marica jaka ona już duża- przytuliła mnie.
- Ej a ja to co niewidzialny?- zapytał ironicznie Verdas
- No przepraszam kochanie ale wiesz jestem trochę zdenerwowana- powiedziała trochę smutna
- Dlaczego?- zapytałam- Czy coś się stało?
-  Nie Violetto tylko no wiesz jestem zdenerwowana tym że wiesz nie wiem czy dam radę sobie z Maricą.No wiesz dawno już nie zajmowałam się małym dzieckiem i wiesz... No bo widzisz Leon był niedawno jeszcze dzieckiem i to ja się nim zajmowałam a dziś już mam taką śliczną wnuczkę- zapowiedziała Veronica
-Mamo?- zawołał Leon zawstydzony
- Przepraszam Cie kochanie no ale wiesz...- poddenerwowała się moja teściowa- Dobrze dajcie mi moją wnuczkę a wy jedźcie.

*Leon*
Jesteśmy już na miejscu, ale trochę niepokoi mnie mina Violi.Jest jakaś przygnębiona i smutna.
- Kochanie, wszystko OK?- zapytałem siadając z nią na ławce.
- Tęsknie za Maricą- rozpłakała się jak dziecko.
- Violetta!Przecież za tydzień przyjedziemy do Buenos Aires.Ciii wszystko będzie dobrze- przytuliłem ją po czym poszliśmy do naszego hotel.

*Francesca*
Właśnie siedzę z Marco i półtorej rocznym Eliotem- naszym synkiem.On ogląda sobie bajkę a my jesteśmy w kuchni i robimy kolacje.Od paru dni ciągle mam wymioty i wogólę brzuch mnie boli.Poszłam do łazienki.Znowu wymioty.Nagle patrzę na kalendarzyk kiedy powinnam mieć miesiączkę.Cholera spóźnia mi się już o 3 tygodnie.Co jest?Wtedy przyszła mi najgorsza z myśli.A jeśli jestem w ciąży?
- Marco idę do sklepu.Za 20 minut wrócę.- skłamałam bo idę do apteki po test ciążowy.
- Dobrze.Wróć szybko.-pocałował mnie w policzek.
Jestem w aptece i stoję w kolejce.Nagle tu kogo widzę.Anę!Tą żmije co chciała zniszczyć mój związek z Marco.
- Cześć Fran- przywitała się nieśmiale- Po co przyszłaś do apteki?
- A co Cię to obchodzi?- syknełam wściekła.
- Ja przyszłam po leki dla mojego syna Gremiana.Jest chory.Biedactwo moje.- chwaliła się ta idiotka.
- Dobra Ana nie odzywaj się do mnie bo sama wiesz że mam Cię dość.A jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mnie i do Marko to pożałujesz.- ostrzegłam ją.
Poszła.Najwyraźniej podziałało.
- Po proszę test ciążowy.- powiedziałam
*30 minut później*
- Jestem- rzekłam
- Francesca nie tak głośno.Elot śpi.- uciszył mnie.
- Przepraszam- powiedziałam cicho.
- Czemu nie masz żadnych zakupów.Mówiłaś że idziesz do sklepu?- zapytał się mój mąż trochę zdziwiony.
- Bo...Później przypomniało mi się że mam to czego potrzebuje
- To dlaczego byłaś tak długo?
- Poszłam na spacer.
- Ok.
- Idę do łazienki.
Poszłam do niej i zrobiłam test ciążowy.O nie! Wyszedł pozytywnie.Tego się obawiałam.Poszłam na dół niestety muszę, powiedzieć Marco.
- O mamo jak tu cuchnie- odrzekłam kaszląc
- Przecież przyrządziłem spagetti ze słodką papryczką.Zawsze lubiłaś.
- Cholera Marco jak to jest spagetti to ja jestem królowa Elżbieta II- odparłam dając mu z liścia.
- Fran zachowujesz się jak byś była w ciąży- krzyknoł.
- Bo jestem w ciąży idioto- krzyknełam.Chciałam aby wyszło to trochę lepiej.
* Violetta*
Jesteśmy już rozpakowani i przygotowujemy się na spacer.Właśnie wychodzimy a tu nagle mój telefon.
- Vilu muuusisz mi pomóc-słyszałam poddenerwowaną Fran.
- Co się stało?
- Violetta ja jestem w ciąży.
- Super.Marco wie?
- Niestety dowiedział się w najgorszy sposób.
- Wiesz Fran może pogadamy jutro dobrze?
- Tak, tak ty pewnie nie masz czas a ja ci dzwonie w takich bzdurach.
- Francesca to nie jest bzdura.Dobrze kończę pa.
- Pa.
Odłożyłam komórkę do torby.
- Kto to?- spytał Leon.
- Fran dzwoniła.
- I co?
- Jest w ciąży
- No to świetnie.
*3 godziny później*
Wracamy do hotelu po romatycznej kolacji.Dziś nie pozwolę Leonowi nawet mnie tknąć gdyby bardzo chciał TO zrobić.
Jednak po moim zdziwieniu wcale nie próbował położył się i spał.Ja tak samo.

I co? Podoba wam się?
Mam nadzieje, że tak ;)
Czekam na opinię dodawajcie plis :) :)

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 4


"Plan romantycznej wycieczki"
Ja i Leon jesteśmy na kanapie i oglądamy telewizje.Nadal nie umiem uwierzyć, że ja mam młodszą siostrę a nasza kruszynka ma ciocię młodszą od siebie.Mała poszła spać więc mamy mniej więcej godzinę dla siebie.Nagle słyszę płacz Marici.
- Oj Marica jest głodna.- zawołał Leon
- Tak.Idź do niej a ja zrobię mleko dobrze?- zadałam pytanie na co Leon pobiegł do góry gdzie w swoim pokoju leżała Marica.
*5 minut później*
Robię małej mleko ale słyszę, że nasza córka nie płacze.Po chwili Leon zeszedł ze schodów.
- Nie była głodna tylko trzeba było jej tylko zmienić pieluszkę- tłumaczył z uśmiechem Verdas.
- To dobrze :)- odwzajemniłam jego uśmiech.
- Kochanie może byśmy...- przerwałam mu z namysłem
- Nie.Kochanie od czasu do czasu możemy się kochać ale dzisiaj to niemożliwe.- zerwałam swoją wypowiedź wkużona.Leon dobrze wie, że mała będzie cały czas płakać i wogólę.
- Chodziło mi o wycieczkę.No wiesz taką we dwoje.Ty i ja.Już to zaplanowałem.Moi rodzicę zajmą się Maricą.A ja mam bilety.Co ty na to?- wyjął je z kieszeni pokazując dokąd jedziemy.Otóż nasza wycieczka odbędzie się we Wiedniu.
- Oj dziękuje Leon ale nie wiem czy to możliwe.A jeśli nasza córeczka będzie płakać i twoi rodzice będą niewyspani.Przecież oni prowadzą dużą firmę i...- przerwał mi mój mąż.
- Spokojnie.Będziemy tam tylko przez tydzień.A moi rodzice biorą sobie wolne.Wszystko będzie dobrze.- przytulił mnie mocno i czule
- Dobrze zgadzam się - oznajmiłam po czym oddzieliliśmy się od siebie.Nagle usłyszeliśmy płacz małej.
- Pójdę zobaczyć co jest nie tak- zawołałam a mój mąż westchnął ciężko.
*10 minut później*
Nasza córeczka ma straszną kolkę.Biedna.Ciągle płacze.Po chwili namysłu włożyłam ją w nosidełko.Podziałało.Odrazu przestała płakać.Nagle Leon przyszedł złapał mnie w tali i uśmiechnął się czule.

- Cześć!Jaki tym razem powód płaczu naszej maleńkiej kruszynki?!- zapytał śmiejąć się chwile
- Mała miała kolkę.Ale nosidełko podziałało na nią jak magiczna różczka.- zaśmiałam się cicho.Oby dwoje patrzymy na Maricę.Tak nie dawno byliśmy młodzieżą, które chodziło do szkoły, do studia.A dziś każdy z nas ma żonę lub męża i rodzinę.My także.Pobraliśmy się, nasza Marica przyszła na świat.Ah, jak ten czas szybko leci.Nagle dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę- zawołał Leon wychodząc z pokoju.
*chwile później*
Wpatruje się w naszą słodko śpiącą Maricę jak w obrazek.Nagle dwoje osób wchodzi.To Leon i Lara.Przyszła w odwiedziny.Po tym wszystkim co działo się kilka lat temu wybaczyłam jej.Teraz się przyjaźnimy.Jej mąż zostawił ją kiedy okazało się, że jest bezpłodna.Przez kilka miesięcy cały czas była smutna, przygnębiona i płakała jak najęta.
- Hej!Tak dawno się nie widziałyśmy.O nie wiedziałam, że masz córeczkę.Jak ma na imię- zapytała trochę przejęta lecz z uśmiechem.
- Ma na imię Marica.To złączenie imion obu naszych mam.Mari i Veronici.Tak jakoś samo wyszło- odpowiedziałam spiesznie.
- To bardzo pomysłowe a za razem cudowne!- powiedziała po czym poszliśmy w trójkę na dół do salonu.Nasze pogaduszki zeszły tak do 2 nad ranem.Pozwoliliśmy sobie bo ja nie idę do pracy mam zwolnienie macierzyńskie a Leon się mną opiekuje.Lara poszła do domu a my do spania.

I jak podoba się??
Przepraszam was, że piszę tylko z perspektywy Violetty ale obiecuje, że w następnym rozdziale będzie coś z Francescą ale nie powiem co ;)
Proszę komentujcie i oceniajcie bo piszę tego bloga już od tygodnia a nie skomentowała ani jedna osoba ;(
Miłej majówki życzę :p

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 3


"Co takiego?"
* 4 miesiące później*
*Violetta*

Ja nie mogę uwierzyć!Marica ma już 4 miesiące. I jest bardziej podobna do Leona a charakter ma po mnie.

Ostatnio nasza córeczka wystąpiła w sesji zdjęciowej jako prezentacja sukienki dla malutkich dziewczynek.Producenci zdecydowali aby nasza Marica wystąpiła jako mała modelka ponieważ jesteśmy sławni i kiedy dowiedzieli się, że urodziłam naszą kruszynkę byli wniebowzięci.Mój mąż jest inżynierem sławnym prawie na całym świecie a ja piosenkarką.Musiałam zrezygnować z tras koncertowych kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.Kiedyś postaramy się o rodzeństwo dla Marici ale narazie interesuje nas tylko nasza córeczka.
- Kochanie, może zabralibyśmy naszą córkę na spacer.Ty przygotujesz wózek a ja ubiore ją cieplutko.- odparłam trzymając Maricę na rękach.
- To wspaniały pomysł.Może pokarzemy naszej kruszynce gdzie pocałowaliśmy się pierwszy raz?- zapytał obejmując mnie w tali.
- Oczywiście.To idź po wózek jest raczej w pokoiku Marici a ja ją ubiorę i wezme na wszelki wypadek pieluszki i mleko w proszku.- powiedziałam wchodząc z małą na górę.
- Kotku ubrałaś Maricę?.Ja już mam wózek.Zabrać jeszcze kocyk i poduszeczkę?- zapytał mnie mój mąż z poprzedniego pokoju
- Tak zabierz.Bo wieje jakiś taki dziwny wiatr.-rzekłam zapinając różowy kombinezon.

*godzinę później*

Spotkalśmy jeszcze Maxiego i Naty w parku też postanowili zabrać Margaret na spacer.
- O hej.Wy też na spacerze?- zapytałam naszych przyjaciół od tyłu.
- No hej.Tak, Maxi zachęcał więc poszliśmy- odpowiedziała Naty.
- Pokarz tą swoją córeczkę.Jak tam jest zdrowa?- zapytałam ponownie
Naty przysuneła wózek i pokazała Margaret.Bardzo się zmieniłam przez te cztery miesiące.

- Jeju jaka słodzutka- powiedziałam po cichutku bo spała
Nagle zadzwonił mój telefon.To Angie.
- Przepraszam.- orzekłam idąc dalej aby nie obudzić Margaret.
- Halo?- zapytałam nieśmiale.
- Cześć Violu.Wiesz chciałabyś zobaczyć naszą córeczkę?-zapytała
Zamurowało mnie!Kiedy Angie urodziła dziecko.A na dodatek ja nic o tym nie wiem.
- Angie kiedy ty urodziłaś dziecko? Nic mi nie powiedzieliście?- miałam trochę pretensji
- Przepraszam, że Ci nie powiedzieliśmy z ojcem ale nie chcieliśmy Cię denerwować.Byłaś w ciąży, potem w szpitalu.Wybacz mi!- odparła Angie ze skruchą.
- Dobrze.Zaraz przyjedziemy.Możemy przyjechać z Maricą?- zapytałam poddenerwowana
- Pewnie.Przyjeżdżajcie jak najszybciej- odrzekła Angie i skończyła rozmowę.
Podeszłam do Leona, który rozmawiał z naszymi przyjaciółmi.
-Niestety musimy się zbierać!- zawołałam z ostrożnością aby nie obudzić Margaret
- Czemu? Dopiero przyszliśmy- zaprzeczał mój mąż
- Opowiem Ci w samochodzie.No chodź.Przepraszamy ale musimy jechadź.Pa!- wołałam z oddali do Naty i do Maxiego
- Pa!- zawołali za nami.
Byliśmy już w samochodzie.Jechaliśmy z Maricą.
- No to czemu musieliśmy się ewakuować z parku.Proszę się usprawiedliwić pani Verdas- powiedział z tym głupawym uśmieszkiem mój ukochany mężczyzna.
- Wiem że to głupie ale Angie urodziła dziewczynkę.Wogóle o niczym nam nie powiedziała.Zaprosiła nas na kolacje razem aby wyjaśnić nam wszystko.- odparłam Leonowi
- Naprawdę? Ale po Angie nie było nic widać że jest w ciąży.- zapewnił mój mąż.
- Bo pewnie nosiła za duże ubrania i wtedy nie było widać powiększonego brzucha.- wyjaśniłam mojemu nic nie kumającemu Leonowi
- Może.
* godzinę później*
Staliśmy przed wejściem do domu.I nagle przed wejściem widzę mojego tatę, Angie i tą małą dziewczynkę.

- Cześć widać że przyjechaliście.A oto Juliet.- zapowiedziała Angie
- Ale słodka.Ile ma?- zapytałam
- Ma dwa tygodnie- odparł mój ojciec- Wejdzimy do środka bo jeszcze nasze małe dziewczynki się przeziębią.
Weszliśmy do środka.Usiedliśmy na kanapie.
- Mogłabym wziąść Juliet na ręcę? - zapytałam tatę.
- Oczywiście- odpowiedział i da mi ją na ręcę.


Trzymam ją na rękach.Jest śliczna.Nie mogę uwierzyć, że mam siostrę a nasza córeczka Marica ma ciocię młodszą od siebie.
-  Jest śliczna.Zobacz Leon prawda że słodka.- zapytałam mego męża.
- Naprawdę ładna.Tak samo śliczna jak nasza Marica.- potwierdził Leon
- Wiecie, jak tam wasza córeczka, zdrowa?Pokarzcie ją- wyrywałam się Angie.
Pokazałam jej Maricę bo nie wytrzymała.
- Jej, jaka cudowna.Jest bardzo podobna do Leona.- powiedziała Angie.
Nasze dziewczynki zobaczyły się po raz pierwszy.Lecz nie na długo bo za 10 minut Juliet poszła spać.Rozmawialiśmy tak do 21:00 pod wieczór.Potem pojechaliśmy bo nasza kruszynka musiała się wyspać.


No i jest 3 rozdzialik :)
Przepraszam was najmocniej że piszę z perspektywy Violetty ale jakoś tak nie mam pomysłów
Jak widzicie Angie urodziła swoją córeczkę Juliet dwa tygodnie wcześniej nic nie mówiąc Violettcie.
Oceniajcie :) Czekam ♥

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 2


"Nasza córeczka już na świecie"
 *Violetta*
Obudziłam się o 9:30 i widziałam że Leona nie ma pewnie już wstał.Ruszyłam się z łóżka i za 10 minut byłam ubrana w lekko różową sukienkę, balerinki i złotą bransoletkę, którą dostałam na moje imieniny od mojego męża.Włosy miałam spięte w luźnego koka.Zeszłam na dół a Verdas naszykował już śniadanie oczywiście coś zdrowego bo no wiecie ciąża..... termin porodu już się skończył kilka dni.(Termin)Był on 17 kwietnia a jest 20 kwietnia.Mam powoli dosć tej ciąży.Chce żeby nasza córeczka wyszła już na świat.Gdy jadłam śniadanie poczułam skurcz i to bardzo silny.
-Ał-krzyknęłam z bólu
- Violetto co się stało?- zapytał przerażony Leon
- Złapał mnie straszny skurcz- powiedziałam łapiąc się za brzuch
*godzinę później*
Siedząc na kanapie z Leonem i oglądamy film.Myślałam że to tylko mały skurcz a tu nagle odeszły mi wody.Poczułam lekki skurcz, który nasilał się co sekundeę.
- O matko odeszły mi wody.Leon ja rodzę!- zawołałam zwijając się z bólu.
- Jedziemy do szpitala szybko.- rzekł Leon pamagając mi wstać z kanapy
*13 i pół godziny później*
Poród przeszedł bez żadnych komplikacji nasza córeczka już na świecie.Oczywiście będzie miała Marica jak to uzgodniliśmy.Leon teraz trzyma naszą córeczkę na rękach.Jest bardzo późno bo urodziłam Maricę o 23:15.A jest już 24:00.Siedzi przy mnie na krześle i trzyma Marice.

- Jaka ona słodka prawda? Podobna do ciebie - zaśmiałam się.
- Ciekawe czy będzie miała po nas talent do śpiewu?- spojrzał na Marice, która sobie słodko śpi.
- Pewnie tak- powiedziałam zmęczona
- Idź spać Violu.O widzisz pielęgniarka przyszła
- Dobry wieczór.Jaka słodka dziewczynka.Wybrali już państwo imię?- zapytała pielęgniarka
- Tak! Nasza córeczka ma na imię Marica- odparłam kładąc głowę do poduszki i biorąc Marice na ręce.
- Bardzo ładne.Może niech pani się prześpi ponieważ pewnie jest pani zmęczona.A pana za chwile poproszę do gabinetu trzeba będzie uzupełnić książeczkę zdrowia dla Marici.A teraz niestety będę musiała wziąć tą kruszynkę.Lekarz musi dokładnie ją zbadać czy podczas kilku miesięcy może zachorować na chorobę zakaźną.- wykrztusiła pielęgniarka.Ostrożnie wzięła ją z moich rąk, wsadziła powolutku do specjalnego łóżeczka na kółkach i zawiozoła do lekarza aby ją zbadał.W ostatniej chwili zawołała zza drzwi.
- Niedługo do państwa wróci.Spokojnie zobaczą ją państwo za godzinkę.
- Violetta idź spać.Pewnie jesteś strasznie zmęczona.Ja idę do gabinetu uzupełnić książeczkę zdrowia a ty prześpij się.Pewnie rano nasi rodzice przyjadą.-powiedział Leon po czym wyszedł a ja zasnełam.Spałam do rana byłam strasznie zmęczona.
* 10:00 rano*
Obudziłam się a w sali nasi rodzice: rodzice Leona- Veronica i Jackob oraz moi rodzice: Angie i tata.Nasi przyjaciele także się zjawili:Fedemiła, Naxi, Marcesca i Andremila.A Leon koło mnie na krzesełku trzyma Marice.
- Cześć Violu jak się czujesz?- wszyscy chórem zapytali.
- Cześć wszystkim.Dobrze się czuje!- potwierdziłam zaspanym głosem.
- Niestety pielęgniarka powiedziała, że ty i Marica musicie jeszcze trzy dni pobyć w szpitalu.-orzekł Leon.Troche posmutniałam.
- Czemu myślalałam, że już jutro ja i Marica wyjdziemy- wykrztusiłam smutno.
- No niestety.Lekarz mówił, że musisz odpoczywać.Marica tak samo. Na szczęście nasza córeczka w ciągu kilku miesięcy nie będzie chora.- opowiadał Leon.
* dwie godziny później*
Nagle przyszedł lekarz.Ja trzymałam Marice na rękach.Po chwili nasza córeczka obudziła się gdy weszedł lekarz.
- Dzień dobry! Widać, że wszyscy się zebrali.No niestety będę musiał przerwać pogaduszki bo muszę zbadać panią Violettę Verdas i córeczkę Maricę- przerwał lekarz.- Panią będę musiał zawieść na salę segregacji a Maricę zbadam jeszcze dla upewnienia.Zrobimy małej USG jamy brzusznej.- orzekł lekarz trochę poważnie.
*godzinę później*
Okazało się, że Marica jest zdrowa jak ryba a ja będę musiała odpocząć po porodzie.Goście już sobie poszli bo przyjaciele mają na głowie małe dzieci a mój ojciec i Angie muszą zająć się firmą więc także poszli.Rodzice Leona byli strasznie zmęczeni bo przyszli pierwsi.W szpitalu byli już o 4:00 w nocy.
- Hej kochanie.Pielęgniarka wzięła Maricę do sali dla noworodków.Położna opowiedział że będzie lepiej jeśli mała pójdzie do tej sali.Będzie lepiej i dla niej i dla nas jeśli ty i nasza córeczka odpoczniecie.- zaczoł mój mąż- Może jesteś głodna tu obok szpitala jest fajny sklep spożywczy.Mógłbym Ci coś kupić do jedzenia i do picia.
- Wiesz jestem trochę głodna więc jak byś mógł to przynieś jakieś jabłko i wodę niegazowaną dobrze- zapytałam
- Oczywiście- rzekł stając przy drzwiach.
Wyszedł.Pomyślałam, że te kilka minut przeleżę w ciszy.

Drugi rozdział :) :)
Chyba nie jest zły?
Jak widzicie Violetta urodziła dziewczynkę i nazwała ją tak jak zaplanował ona i Leon czyli Marica.
Postaram się aby 3 rozdział był o trochę lepszy :)






Rozdział 1

dziewiąty miesiąc ciąży
*Violetta*
Jestem już w 9 miesiącu ciąży.Otóż noszę w sobie dziewczynkę.Bardzo fajnie.Leon chciał chłopaka ale ja myślę że dziewczynka to lepsze rozwiązanie.Będzie mi pomagać w gotowaniu, będziemy razem chodzić na zakupy i rozwiązywać różne babskie sprawy.
-Kochanie może wymyślimy już imię dla naszej kruszynki?- zapytał mnie Verdas po czym mnie przytulił.
-Oczywiście.No jakie masz pomysły?- odrzekłam na jego pytanie i sama zapytałam.
-No wiesz myślałem nad Moria ale to za poważne.Może Lomira lub Herma.- zaproponował te bezsensowne imiona.
- Oj Leoś te imiona nie pasują.A jeśli nazwać by naszą córeczkę Verona.To ładne imię- odrzekłam
- Ładne Violuś ale chciałbym jakieś inne.Siena lub Koria to też prze-ślicze imiona.- dodał ale ja i tak byłam przeciwna.
- Nie Leoś.A może Patricia albo Constancia.- może i jestem wścipska ale chce żeby nasza córka miała ładne imię.
- Ale teraz wymyśliłaś.- zaśmiał się wściekle.
- Wiesz myślałam nad imionami obu naszych mam.Maria i Veronica.Wymyśliłam Marica.- rzekłam nieśmiale.
- To ślicznę imię.Niech nasza kruszynka ma na imię Marica.- krzyknoł radośnie.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
- Ja pójdę otworzyć- Leon podbiegł do drzwi
To Francesca, Marko i ich miesięczny synek.Przyszli w odwiedziny.
-O hej Fran i Marko.Proszę wejdzcie.- mój mąż wpóścił naszych przyjaciół do środka naszego domu.
- Cześć Violu.Wyglądasz kwitnąco.Jak tam ciąża sprzyja? - zapytała moja przyjaciółka
- Tak.Właśnie myśleliśmy nad imieniem dla naszej córeczki- odrzekłam naszym gością
- I jakie wymyśliliście?- znów zapytała
- Wymyśliłam że nasza dziewczynka będzie miała na imię ze złączonymi imonami naszych mam.Veronica i Maria.Wymyśliłam Marica.- odrzekłam uśmiechnięta
- Violu to śliczne imię.-ucieszyła się Fran
- Dziękuje.A twój chłopczyk jak tam?Jest naprawde słodki ♥-zapytałam patrząc na niego

- A dobrze.Pewnie zaraz się obudzi.Spał tak długo w samochodzie- powiedziała moja przyjaciółka.
-Jest strasznie podobny do Marko i do ciebie- dadałam po czym Eliot-ich synek się obudził.
                      *godzinę później*
Ludmiła i Federico też przyszli i przyprowadzili ze sobą ich nie dawno narodzone bliźniaki-  Cornelia i Merico.



Gadaliśmy sobie tak przez dwie godzinki.Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Otworzę- zawołałam i wywlekłam się z kanapy
To Naty i Maxi ze swoją trzy miesięczną Margarettą






- Normalnie zlot maluchów- zaśmiał się Leon
- Żebyś  wiedzieł- zawołała Naty rozbierajając kurtkę.
*2 godziny później*
Znowu ktoś zadzwonił do drzwi powoli miałam dość.Drzwi się otworzyły a w nich Camila i Andres z ich 7 miesięcznym synkiem Emilianem


-Cześć o widać że nasz Emilianek będzie miał kolegów i koleżanki- zaśmiała się Cami.
- O matko ile dzieci.- przeraził się Maxi.
Maluchy ani trochę nie płakały tylko często trzeba było zmieniać im pieluszki.To Ludmiła musiała zmieniać i Naty też co kilkanaście minut no Fran tak samo a Cami chyba najczęściej, ale co z tego.Potem sprzeczaliśmy się kto z maluchów jest do kogo podobny.
-No przecież Margaret jest podobna do Naty.- krzykneła Francesca
- No a Merico jest podobny do Fede a Cornelia jest do Lu.- sprzeczał się Maxi.
- Ale Eliot jest podobny i do Fran i do Marko- zawołałam
- A Emilian jest podobny do Andresa- zaprzeczyła Ludmiła.
Wszystkie maluchy poszły spać.A my nadal wspominaliśmy stare lata kiedy chodziliśmy do studia.O 10 pod wieczór wszyscy poszli.No bo wiecie maluchy nie za długo pośpią w nasidełkach.

I Jak podoba wam się rozdział??
Może pierwszy ale uwierzcie że nie ostatni :) :)
Komentujcie i do zobaczenia przy następnym :)